sobota, 20 maja 2023

Po deszczu

Tydzień lało, a może nawet dłużej. Jedyny dzień bez deszczu to ubiegła niedziela, która wykorzystałam na 1-dniowy wypad. 

Zapraszam TUTAJ

Przy domu pysznią się rzepaki, bzy i tawuły.








Skończyły się beztroskie spacery po lesie. Po pierwsze straszne komary, kleszcze i jakieś muszki.  Po drugie w naszym województwie zlokalizowano trzy ogniska wścieklizny, w tym jedno w okolicy. Pies na smyczy, a koty od tygodnia w domu. Wariacji można dostać z nimi, bo jak jeszcze był deszcz, to jakoś dało się wytrzymać, nie pchały się na dwór i przesypiały całe dnie, ale dziś kiedy słonecznie, nie odklejają nosów od szyby kuchennego okna, które zazwyczaj jest wiecznie otwarte od świtu do nocy i można łazić wte i we wte.  Patrzą żałośnie i proszą raz cichym, raz przeraźliwym miauczeniem:) 

Dziś przyszedł pan spóźniony o tydzień położyć listwy podłogowe, powiesić żyrandol i karnisz. Wreszcie będę mogła skończyć odnawianie sypialni. Czeka mnie jeszcze koszenie trawy i praca na działce, bo chwast rośnie jak szalony, szybciej niż rośliny uprawne. To będzie pracowity dzień...

wtorek, 9 maja 2023

Przerwa

Doszłam do wniosku, że musze zrobić przerwę. Zamknęłam na dwa dni drzwi od sypialni i salonu i udaję, że nie ma żadnego remontu. Jutro przychodzi pan zrobić to, czego sama nie potrafię i przyjadą nowe regały na książki. Dziś nie robię nic, wczoraj tylko pomalowałam ostatnią ścianę i pojechałam do biura pracować. Wieczorem po powrocie, już po 23.00, szukałam kotów po wsi, bo mi się chłopaki rozlazły. Mają udostępnione wejście do domu podczas mojej nieobecności, ale tylko kociczka była w domu. Na szczęście oba koty były razem pod płotem trzecich sąsiadów, gdzie mieszka młoda kotka i urządzały jakieś serenady:) Moja siła przekonywania była większa i grzecznie przyszły do domu.

W pracy powoli się uspokaja w jednym, ale widzę narastające problemy w czym innym. Jestem dobra w szukaniu dziury w całym i zameldowałam od razu o zagrożeniu, co zostało pod razu przyjęte do naprawy, choć tyle dobrego. W tej robocie najgorsze jest to, że wierchuszka nie widzi całości zagadnienia, tylko swój czubek. W tym przypadku jednak lepiej widać z dołu, ale nie zawsze nam szarakom daje się wiarę. Dla odreagowania napięcia z ostatnich dwóch tygodni, poszłam z rana z piesą poszwędać się po lasach, tym razem na dłużej. Możliwe, że niedługo z powodu komarów i innych muszek przestanę zapuszczać się w głęboki las, więc trzeba korzystać, póki zagrażają nam tylko kleszcze (nienawidzę ich! pryskam się i psa, bo mnie potwornie brzydzą, a jest ich plaga).

Las pełen połaci konwaliowych krzaczków, choć jeszcze nie kwitną.




Teraz będzie nieco kulinarnie. Oglądacie kanał na YT "Pierogi z kimchi" ? Prowadzi go urocza Wiola ze Śląska, która mieszka w Korei. Przesympatyczna niezmanierowana osoba. Czasem obejrzę jakiś jej film, bo są bardzo sympatyczne i niedługie:) W jednym z nich podała przepis na pierogi chińsko-koreańskie i zrobiłam. Przepyszne, choć z mięsem:) Potrzebowałam jednak przygotować obiad, którym nasyci się facet,  więc nie mogły to być listki sałaty i plasterek pomidora:)

Tu jest film: 

A niżej moje pierogi, na etapie przygotowania i gotowe do konsumpcji, niestety nie mogłam znaleźć pałeczek w tym bałaganie ( a mam przecież !), więc jedliśmy widelcem. Nie lubię sosów na occie, więc nie zrobiłam go, jak w przepisie Wioli, wystarczyło, że pierogi były mokre od sosiku, który się wytworzył podczas przyrządzania. I powiem Wam, pomysł podsypywania ciasta na pierogi mąką ziemniaczaną jest genialny.



Polecam, proste do zrobienia, bardzo smaczne, a zawsze coś innego niż pospolite z serem i ziemniakami (żeby nie rzec wredne ruskie:) 

A kiedy szłam po szczypiorek na działkę, zastałam tam mojego kota na haju pod krzakiem kocimiętki:)

A jeszcze chciałam dodać, że w sobotę byliśmy w Żelazowej Woli. Było bardzo wesoło, sympatycznie, mimo deszczu i zimna, ale samo miejsce jakoś specjalnie mnie nie zachwyciło. Owszem, fajny park, ale niewiele więcej. Może jakbym była sama, to podjechałabym jeszcze do Kampinosu, do Sochaczewa albo gdzieś jeszcze w pobliże, ale sama Żelazowa Wola to za mało...



Po więcej zdjęć i opowieści zapraszam TUTAJ

No i tak poleniwszy się rano, zasiadłam do pracy etatowej, która zaraz kończę i będę czytać książkę o Józefinie, tej od Bonapartego. A wiecie,  że była starsza od Napoleona o 6 lat? Jak się z nią żenił, on miał 27 lat, a ona 33. W tamtych czasach była już trochę stara:) 

czwartek, 4 maja 2023

Kierat

 No i po weekendzie. Przez połowę dni padało. Drugą połowę udało się uratować. Wybierałam się jedynie na jednodniówki ponieważ w tak zwanym międzyczasie skrobałam ściany i gruntowałam je. Paznokci już prawie nie mam. Po pierwsze nie wszystko da się zrobić w rękawiczkach. A po drugie nie wiem jak to się dzieje, że rękawiczki całe, a w środku kurz i gruz:) Dodatkowo działka wołała o nasadzenia. Zatem przeżyłam ten weekend łapiąc pięć srok za ogon. Synowi coś stało się z łękotką i niestety w niczym mi nie pomoże. To ja im musiałam pomóc pilnując przez jeden dzień dzieci kiedy biegał po chirurgach, prześwietleniach i ostrych dyżurach. Jeszcze podjadę do sklepu po zakupy i wracam w pracowy kierat. A w pracy jakaś masakra i urwanie głowy. Myślałam że przez te kilka dni sprawy wygasną, ale gdzie tam. Koleżeństwo z utęsknieniem czeka mojego powrotu. Ja sama na podstawie wiadomości z messengera widzę, że potrzebna jest moja interwencja. 

Zakwitły bzy.




Upiekłam ciasto z rabarbarem,  miłe uczucie, kiedy przychodzi czas na zbiory z własnej działki.

Jeśli kogoś ciekawi, gdzie byłam w weekend, zapraszam TUTAJ oraz TUTAJ

Serdecznie pozdrawiam wszystkich odwiedzających.

środa, 26 kwietnia 2023

Jak się żyje po.

Kupiłam pół szafy za nagrodę od prezesa. Drugie pół kupiłam za swoje:)) Ale model to taki wybrałam, że będę ją miała za miesiąc, bo jej jeszcze nawet nie zaczęli produkować. Trudno. Tyle, że za miesiąc to ja będę 2500 km stąd, więc szafa będzie pewnie jeszcze później. Ale jednak na wypadek jakby przywieźli ją wcześniej, zaczęłam rozkładać starą szafę i stare półki na książki (nowe tez zamówiłam) oraz stare biurko, co robiło za toaletkę. Trochę mi go szkoda, bo jest takie ślicznie błękitne, ale jest także bardzo zniszczone. No, to sobie wyobrażacie, jak teraz może wyglądać moja sypialnia zwana buduarem, skoro wszystko jest w pudełkach. A jeszcze przede mną zrywanie podłogi. Już jutro.

Tymczasem leje deszcz.




W jedyny słoneczny dzień w tym tygodniu, czyli w poniedziałek, zrobiliśmy psu wybieg. Jest ogrodzenie, jest podest, nie ma budy. Nie będzie co prawda tam mieszkała, to wybieg spacerowy, ale jakby tak w czasie mojej nieobecności w domu spadł deszcz, to psina musi się gdzieś schować. Rozważam samodzielne zbudowanie psiej altanki czyli letniej budy:) 

Poczekam jednak, aż będzie cieplej, bo ziąb taki, że wychodząc dziś z  domu założyłam długi płaszcz jesienno-zimowy, czapkę i rękawiczki. A wychodziłam na pogrzeb. Mam takiego kuzyna, to wnuk starszej siostry przyrodniej mojego ojca. Ten wnuk jest w moim wieku, choć dzieli nas jedno pokolenie. I on ma dzieci. I to był pogrzeb jego 26-letniego syna. Zmarł na depresję. Śmierć przyszła z jego własnej ręki, jak się zapewne domyślacie. Piękny, utalentowany chłopak, reprezentant Polski we wspinaczce skałkowej na zawodach międzynarodowych. Brał udział w Pucharze Świata. Na pozór zdrowy, bo depresji przecież często nie widać, ale leczył się na nią. Podobno nikt z bliskich niczego takiego z jego strony się nie spodziewał, nie było bezpośrednich sygnałów, że chce się zabić, a jednak... skontaktował się z zakonnikiem, swoim dawnym katechetą z liceum, jemu jednemu się zwierzył, ale na pomoc było już za późno. Patrzyłam na zrozpaczonego ojca,  na płaczącą matkę i nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie, jak można żyć po śmierci dziecka ? Na pewno można. Wielu żyje. Jest tak dużo rodziców tracących dzieci. Jednak moim zdaniem,  to jest niewyobrażalna rozpacz, która stawia człowieka na granicy wytrzymałości psychicznej. Czy w ogóle można się z tym pogodzić, zaakceptować wybór swojego dziecka  ? Oczywiście to pytanie retoryczne. Jedni się z faktem godzą, inni nie. Do której grupy należałabym ja, gdyby mnie kiedykolwiek spotkało takie nieszczęście ? Na pewno do tych niepogodzonych z sytuacją, szukających do końca życia odpowiedzi na pytanie: dlaczego ? Dzieci nie powinny umierać przed rodzicami. Gdy my się starzejemy, one powoli przyzwyczajają się do myśli o naszym odejściu. Natomiast nie sądzę, abym kiedykolwiek mogła przygotować się na odejście dziecka lub wnuka, przenigdy. Jestem przywiązana do życia. Trwanie w stanie powolnego umierania mnie przeraża. Psychologowie mówią, że do śmierci, zarówno swojej jak i bliskich, trzeba się przygotować.  Czy udział w specjalnych sesjach tanatoterapii rzeczywiście sprawiłby, że zaprzyjaźniłabym się śmiercią ? Tak, na oswajaniu się ze śmiercią teraz się także zarabia. Nie chciałabym takiej wyuczonej odporności na śmierć własną lub bliskich. Mój strach przed umieraniem ratuje mi życie. Nie zachowuję się ryzykownie. Dbam o swoje ciało i psyche. Staram się dobrze odżywiać. Dbam o kondycję fizyczną. Wolniej jeżdżę autem. Nie wchodzę do kąpieli w jeziorach, rzekach, morzach. Nie chcę umierać z byle powodu. Chcę żyć. A jak moje serce kiedyś powie "mam dość, wyłączam silnik," to ma stanąć natychmiast:) Słyszysz mnie, ty mięśniu jeden :)?

piątek, 21 kwietnia 2023

Po miesiącu

Minął miesiąc od czasu, kiedy ostatnio zaglądałam na bloga. Możliwe, że nikt inny też tu nie zaglądał, w końcu o niczym ciekawym tu nie piszę. W Bieszczadach byłam i wróciłam, już dawno TU o tym pisałam. W tym czasie intensywnie pracowałam zawodowo, naprawdę jestem tym zmęczona. Dałam z siebie wiele i jestem z tego zadowolona. Dostałam nagrodę od Prezesa:) Pół szafy sobie za to kupię, zatem kwota niewielka, ale u nas tak jest, że uważa się, iż powinno wystarczyć uściśnięcie dłoni i osobiste gratulacje, niestety.


Jakbym tak miała podsumować, to:

- byłam na trzech koncertach - wrażenia średnie,

- raz w teatrze - extra!

- na dwóch większych spotkaniach towarzyskich i dwóch małych - też extra,

- spędziłam tydzień z wnuczką,

- przebiegłam marszobiegiem 167 km,

- odbyłam - nie licząc Bieszczadów - jedną wycieczkę krajoznawczą - za mało!




- przeczytałam dwanaście książek (kto nie wierzy, może sprawdzić w LC:)

- kupiłam materiały na wybieg dla psa i w poniedziałek budujemy,

- kibicowałam starszej córce w kupowaniu działki na dom pod czeską granicą,

 
Stary kot grzeje się na ciepłych płytach, korzysta z okazji, bo kwiecień u nas mokry i zimny.


Piesa ćwiczy leżenie w miejscu, gdzie za garażem będzie jej nowy wybieg. Rudy to jej wierny fan:)


A kto chciałby nagotować zupy szczawiowej, to zapraszam na pobliskie pole:)

Plany na następny miesiąc bogate, bo w niedzielę chrzciny wnuka, potem remont sypialni, potem rajd po Grzędzie Sokalskiej, potem Żelazowa Wola i koncerty Szopenowskie, w końcu Grecja i będzie już czerwiec. Strasznie szybko ten czas ucieka:)

Mam nadzieję, że u was wszystko dobrze. Lecę czytać "Tajemnice Rutheford Park", nawet mnie wciągnęło:)



niedziela, 19 marca 2023

Przedwiośnie

Kiedy budząc się rano widzę takie niebo, nogi same prowadzą mnie w plener:)



To było w poprzedni poniedziałek, po  okropnym pogodowo weekendzie, który zepsuł mi moje plany wyjazdowe. Korzystając z ostatniego wolnego dnia, który obiecywał pogodę, odwiedziłam Roztocze. Wspaniale było wędrować z kosturem w garści, rokoszować się śpiewem skowronków, grzać w ciepłym słońcu. Zieleń jeszcze tylko na polach, ale już niedługo wiosna wybuchnie paletą barw...








Las Łukaszowiec poprzecinany wąwozami raduje ogromną ilością śnieżyczki zwanej przebiśniegiem.






Stawy Echo czekają na turystów; piasku coraz więcej, mocno podchodzi pod las robiąc sporą plażę na letni wypoczynek.



W zaciszu sosnowym piknikowałam ponad godzinę, aż przyszła pora powrotu. W drodze, zachód słońca zastał mnie nad rozlanym Wieprzem koło Tarnogóry.




Ostatni tydzień dopisał pogodowo, pracowałam na działce i w ogródku, ale niewiele. Nocą są jeszcze przymrozki, nie ma co odsłaniać delikatnych listeczków z jesiennej okrywy. 
Byłam wczoraj na koncercie piosenek, niby z okazji wielkiego postu, ale piosenki świeckie, np. Modlitwa Nalepy albo Zamiast Edyty Geppert, jeden z wykonawców śpiewał pieśni w stylu dalekowschodnim, z takim żydowskim zaśpiewem - bardzo to było interesujące.
Dziś niestety, spędzam dzień w pracy - ale jaka to praca, skoro udało mi się przeczytać ponad połowę "Malowanego welonu" Somerseta Maughama:) To dlatego, że to tylko dyżur, tak na wszelki wypadek, ale trzyma mnie w domu konieczność dostępu do komputera. 
Jeszcze tylko pół godziny, a potem ruszamy z psem na półbiegową 10-kilometrową trasę, natomiast po powrocie pakujemy się, bo jutro o świcie ruszam w Bieszczady. Zdradziłam jakiś czas mojemu synowi, że nigdy nie widziałam kwitnącej "na wolności" śnieżycy wiosennej, która ma swoje siedliska właśnie w Bieszczadach, a mój syn na to: "więc na co czekasz, jedź bo przekwitnie. Może w przyszłym roku lub w każdym kolejnym z jakiegoś powodu już tego nigdy nie zrobisz. Nie odkładaj, jedź teraz". 
No to jadę:)