piątek, 25 listopada 2022

Las

Wdałam się na FB w dyskusję: ja kontra około 10 leśników. Jak się domyślacie, tematem był las. Zaczęło się niewinnie, od zdjęcia przedstawiającego pana z łopatą na wygolonym do gołej ziemi wyrębie i radosną informacją, że będzie sadzony las. Ja na to, że szkoda tego lasu, co go właśnie wyrąbali do gołego gruntu, bo ten posadzony to będzie dopiero dla naszych prawnuków. Oczywiście panowie i jedna pani  - wszyscy leśnicy, sprawdziłam - zakrzyczeli mnie, że przecież był las przemysłowy, to mogli ciąć. Więc ja znów grzecznie, a czy jest inna metoda, aby na przykład ciąć wybiórczo, bez wycinania całych połaci ? Nikt mi na to pytanie nie odpowiedział. Ja się nie znam, ale tak sobie myślę, że jakby tak wycinać niektóre drzewa, a w środku i wokół lasu dosadzać nowe młodniaki, to byłoby korzystne dla wszystkich, bo jak było np. te 100 ha lasu, ze środka wywieźli by trochę wyciętego drewna, w środku dosadzili i jeszcze trochę wokół to byłoby nadal te 100 ha plus kilka nowego lasu. A tak tną na żywca, ze 100 ha robi się np. 90 i za dwa lata na tym dosadzają (tyle czasu grunt musi wypoczywać), to ile mamy tego lasu ? Nadal 100. No jednak, w oczach ludzkich - mniej, bo widzimy tylko te 90 ha. Trzeba przyznać, że lasów w Polsce przybywa i nie da się zaprzeczyć. Od wojny przyrosło ponad 30%. Zalesienie na tle Europy mamy całkiem  średnie i pod względem przyrostu jesteśmy mniej więcej w połowie. Jednakże w ostatnich latach przyrost zalesienia jest wciąż coraz mniejszy. To w PRL-u sadziło się lasy. Od 1990 roku przyrosło nam tylko 6.8% lasu czyli rocznie 0,22%. Kurczę, to cholernie mało! Na takie wyliczenie jeden pan leśnik powiedział: ale jednak jest przyrost. I następnie zaproponował, aby siać więcej kukurydzy, bo ona też produkuje tlen i jest schronieniem dla zwierząt. Ręce opadają. Żeby nie było nieporozumień, nie jestem przeciwko Lasom Państwowym. Na co dzień widzę dobrą robotę, widzę zadbane lasy, bywam w miejscach, gdzie włożono bardzo dużo pracy w to, abyśmy my, spacerowicze, wielbiciele lasu, mogli napawać się pięknem lasu. Nie mam tu na myśli parków narodowych, ale tereny podległe LP. Leśnicy wytyczyli wiele pięknych ścieżek, aby pokazać to, co w głębi lasu jest najwartościowsze. Zadbali o infrastrukturę dla ludzi, widzę wiele paśników pełnych jedzenia zimą, liczne budki lęgowe, zabezpieczone pomniki przyrody itp. Widzę też ciężarówki pełne drewna wyjeżdżające z lasu. Tego nie unikniemy. Las to miejsce produkcji, drewno było, jest i będzie pozyskiwane i tego się nie zmieni i nie ma co z tym walczyć. Uważam, że walczyć trzeba ze sposobem pozyskiwania tego drewna i patrzeć leśnikom na ręce, ile tak naprawdę tego lasu przybywa.

Przyznam się Wam, że poziom dyskusji z leśnikami mnie zawiódł. Liczyłam na jakie ambitniejsze odpowiedzi i konkrety, a nie , że "w Polsce stale rośnie wskaźnik zalesienia", ale o ile, tego pan nie wiedział - to ja mu sprawdziłam, że o 0,22% rocznie. Inny pan leśnik napisał, że ich "rolą jest dbać, aby las był zdrowy, bo zdrowe drzewo po wycięciu daje największy zysk". Hmmm... myślałam, że sens utrzymania LP jest inny.

Cieszę się, że Polska pod względem powierzchni lasów zajmuje 7 miejsce w Europie. To samo, co pod względem powierzchni kraju, bo to także potwierdza, że powierzchnia lasów nam nie maleje. Tego nie mogą powiedzieć o sobie inne kraje: Holandia, Belgia, Czechy, Litwa, Słowacja, Węgry, Wielka Brytania i wiele innych. Ale to, że oni mają gorzej, nie oznacza, że my mamy lepiej, niestety.

Czy wiecie, że wylesienie terenów poprzez ich karczowanie i wypalanie 8 tysięcy lat temu (epoka kamienia) doprowadziło do gwałtownego spadku populacji i upadku co najmniej siedmiu europejskich cywilizacji neolitu ? 

Wiecie, dlaczego w XV wieku upadło państwo Khmerów ze stolicą w Angkor ? Rozrastające się przez kilkaset lat miasto potrzebowało coraz więcej pól, dlatego rolnicy zajmowali nowe tereny, wycinając okoliczne lasy. Niekontrolowane wylesianie doprowadziło do erozji, wyjałowienia gleby, powodzi, klęski głodu, wojen o pożywienie i upadek imperium.

A Wyspa Wielkanocna ? Do upadku Rapa Nui doprowadzili sami mieszkańcy, nadmiernie eksploatując środowisko naturalne, doszczętnie wycinając rosnące na wyspie lasy. Pozbawiona lasów ziemia uległa wyjałowieniu i erozji. Bezpowrotnie wyginęły rośliny i zwierzęta, zabrakło jedzenia.

Toż to istne katastrofy ! Jednak nie tylko brak lasów doprowadza obecnie do takich wydarzeń. O wielu światowych katastrofach związanych ze środowiskiem wiemy, o innych już nie pamiętamy, zatem tylko krótko, hasłowo:

- Czarnobyl - awaria nuklearna, która miała miejsce 26 kwietnia 1986 r. w reaktorze nr 4 w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej w pobliżu miasta Prypeć. Jest to najpoważniejszy w dziejach wypadek związany z energią atomową.

- Fukuszima - Katastrofa jądrowa w Fukushimie była spowodowana awarią w elektrowni jądrowej Fukushima Daiichi w Ōkuma  w Japonii. Jej bezpośrednią przyczyną było trzęsienie ziemi i tsunami w 2011 r. w Tōhoku, które miało miejsce 11 marca 2011 r. i było najpotężniejszym trzęsieniem ziemi, jakie kiedykolwiek zarejestrowano w Japonii. Trzęsienie ziemi wywołało potężne tsunami, z falami o wysokości 13-14 metrów, które spowodowały uszkodzenia elektrowni jądrowej. Obecnie obszar w promieniu 20 km od Fukushimy jest strefą zamkniętą.

- Kysztym - Katastrofa kysztymska była wypadkiem skażenia radioaktywnego, który miał miejsce 29 września 1957 r. w Majaku, zakładzie produkcji plutonu do produkcji broni jądrowej i przetwórni paliwa jądrowego, zlokalizowanym w zamkniętym mieście Czelabińsk-40 (obecnie Oziorsk). Katastrofa był trzecim najpoważniejszym incydentem nuklearnym w historii. W wyniku katastrofy kysztymskiej co najmniej 22 miejscowości były narażone na promieniowanie, a ok. 10 000 osób zostało ewakuowanych. Katastrofa doprowadziła do rozprzestrzenienia radioaktywnych cząstek na ponad 52 000 kilometrów kwadratowych, na których mieszkało co najmniej 270 000 ludzi. Dalsze użytkowanie terenu zostało czasowo zakazane, ale w 1961 r. rozpoczęto rekultywację terenu. 

- Alaska - Wyciek ropy z tankowca  Exxon Valdez miał miejsce 24 marca 1989 roku. Exxon Valdez był supertankowcem należącym do amerykańskiego przedsiębiorstwa Exxon Shipping Company. Gdy zmierzał z terminalu Valdez do Long Beach w Kalifornii, uderzył w skały w Zatoce Księcia Williama. W wyniku katastrofy do oceanu dostało się od ok. 0,25 mln baryłek (ok. 10,8 miliona galonów) do ok. 0,83 mln baryłek (35 mln galonów) ropy naftowej w ciągu następnych dni. Surowiec skaził ok. 1900 km linii brzegowej Alaski. Katastrofa doprowadziła do śmierci ok. 250 tys. ptaków morskich, 3 tys. wydr morskich, 300 fok, 250 bielików, 22 orek i miliardów jaj łososia. Załamały się populacje śledzia pacyficznego, będącego podstawą lokalnego przemysłu rybnego.

- Zatoka Meksykańska - Ixtoc I był odwiertem zlokalizowanym w Zatoce Meksykańskiej i zarządzanym przez meksykańskie przedsiębiorstwo naftowe Pemex. Znajdował się 965 km na południe od Teksasu i 94 km od Ciudad del Carmen. 3 czerwca 1979 r. doszło w nim do wybuchu, co spowodowało drugi największy wyciek ropy w historii. Szacuje się, że w początkowych stadiach wycieku z odwiertu wypływało dziennie 30 tys. baryłek ropy naftowej. W sumie ok. 3,3 miliona baryłek ropy (ok. 138 mln galonów) zostało rozlane w ciągu mniej więcej 10 miesięcy, zanim ropa przestała wyciekać.

- Kuwejt - podpalenie przez reżim Saddama Husajna ok. 600-700 szybów naftowych, które płonęły przez kolejne kilka miesięcy. Całkowita ilość spalonej ropy jest szacowana na miliard baryłek. Zatoka Perska była spowita trującym dymem, sadzą i popiołem. Pożary spowodowały poważną katastrofę ekologiczną w Kuwejcie. Ropa z niespalonych studni wiertniczych wytrysnęła i utworzyła duże jeziora w Zatoce Perskiej. W rezultacie 1554 km² powierzchni morza i 450 km linii brzegowej zostało pokryte ropą. Dym sadzy z pożaru wzniósł się do 3 km i został rozniesiony przez wiatr daleko poza granice Kuwejtu. W Arabii Saudyjskiej i Iranie spadły czarne deszcze, a w Kaszmirze spadł czarny śnieg.

 - Eksplozja platformy wiertniczej Deepwater Horizon z 20 kwietnia 2010 r., a następnie spowodowany przez nią pożar szybu naftowego doprowadził do największego w dziejach wycieku ropy naftowej. Deepwater Horizon była platformą wiertniczą, należącą do przedsiębiorstwa Transocean, która wykonywała odwiert Missisipi Canyon 252 na zlecenie brytyjskiego koncernu BP. Była to największa tego typu katastrofa w dziejach. Zanim uszkodzony odwiert został zamknięty (po 87 dniach od wybuchu) do Zatoki Meksykańskiej uwolniono  w zależności od danych od 3,19 mln baryłek (134 mln galonów) do 4,9 mln baryłek (205 mln galonów) ropy. Ze względu na trwający kilka miesięcy wyciek, doszło do rozległych szkód w siedliskach morskich i dzikiej faunie oraz w rybołówstwie i turystyce. 

- Bhopal - Katastrofa w Bhopalu była wypadkiem chemicznym w nocy z 2 na 3 grudnia 1984 r. w fabryce pestycydów Union Carbide India Limited w Bhopalu w Indiach. Przedsiębiorstwo produkowało m.in. karbaryl i alidcarb, a od 1980 r. produkowało izocyjanian metylu. Katastrofa w tym zakładzie jest uważana za najpoważniejszą katastrofę przemysłową w historii. Na jej skutek ok. 500 000 osób było narażonych na działanie MIC. Ta wysoce toksyczna substancja po wybuchu zbiornika przedostała się w postaci gazu (ok. 43 t.) i objęła szkodliwym działaniem obszar wielu miast znajdujących się wokół zakładu. Oficjalna liczba ofiar wyniosła  3787 osób, które zmarły wkrótce po katastrofie, a następne kilka tysięcy osób doznało uszczerbku na zdrowiu. Nieoficjalne źródła szacują, że na skutek kontaktu z trucizną zginęło od 8 do 18 tys. ludzi.

- Hiszpania - 19 listopada 2002 roku, 50 km od wybrzeży hiszpańskiej Galicji, zatonął z całym ładunkiem tankowiec MT "Prestige". Znajdowało się na nim 70 tys. ton ciężkiego oleju napędowego. Zanieczyszczenia spowodowane wypadkiem tankowca zniszczyły unikalne wybrzeże riasowe (wybrzeże na skraju obszaru górskiego, rozcięte przez głębokie doliny rzeczne) oraz tradycyjne łowiska galicyjskich rybaków. Bezpośredniemu zniszczeniu ekologicznemu uległo także wybrzeże między portem La Coruña oraz przylądkiem Finisterre. Region był znany z żyjących tam rzadkich gatunków ryb i ptaków. Wyciekająca ropa uszkodziła również wybrzeża Portugalii i Francji.

W każdym przypadku do katastrofy przyłożył rękę człowiek, w tym kontekście "człowiek" nie brzmi dumnie.

Od dwóch dni mamy zimę. Młode koty nie pamiętają poprzedniej, więc śnieg je mocno zszokował. Lonia bardzo długo zastanawiał się, czy zaryzykować stąpnięcie łapką na to białe coś:) Gotów był czekać aż stopnieje:)

środa, 16 listopada 2022

Gdzie drwa rąbią...

Byłam wczoraj w mieście z listą spraw spraw do załatwienia, zrealizowałam wszystko i kiedy wracałam, minął mnie pan wojewoda w policyjnej budzie na sygnale z eskortą. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to pan wojewoda, bo nie zaglądałam w tym czasie do Internetu. Dowiedziałam się po powrocie do domu, dokąd on się tak śpieszył. I znowu media nie zdały egzaminu podgrzewając atmosferę wieściami o  ruskiej bombie. Rakieta była ukraińska. I co teraz ? Kiedy wieczorem czytałam newsy, zwróciłam uwagę na dość powściągliwa wypowiedź Zełenskiego, oni już chyba wiedzieli, że to ich rakieta. Może nawet się cieszyli, że przez przypadek poleciała do nas i zostanie wzięta za ruską, bo to mogło spowodować uruchomienia art 4 lub 5. Nie spowodowało. Nie piszę tego złośliwie, bo w sytuacji wojny, szczególnie, że 15 listopada był dniem bardzo ciężkim i niepokojącym dla Ukrainy z powodu ostrzału całego ich kraju, każdy przypadek i wypadek chciałoby się wykorzystać na swoją korzyść. I teraz znów: przypadek, wypadek "bo się popili" czy z premedytacją w celu uruchomienia natowskich procedur ? Każda z opcji możliwa, prawdy nigdy nie poznamy i szczerze mówiąc, osobiście nie chcę wiedzieć. Wiem, są dwie ofiary, to naprawdę tragiczne dla nich i ich rodzin, dla sąsiadów i dla każdego z nas, bo mimo, że nie jesteśmy w stanie wojny, możemy zginąć, szczególnie tutaj, na wschodnich rubieżach. Ale nie chcę mieć za Bugiem ruskich sąsiadów, więc powinniśmy wspierać Ukrainę, my Polacy i cała Europa. Niektórzy oczekują od Ukrainy przeprosin. Też uważam, że jakieś słowa powinny paść, ale nie spodziewam się  kajania i rozwlekłych wyjaśnień.

... tam wióry lecą.

Niemniej, na samym początku, gdy przeczytałam medialne doniesienia o "ruskiej bombie", zanim sama jeszcze nie ochłonęłam i nie wyselekcjonowałam ziarna od plew, naszła mnie taka myśl, że po co ja planuję swoje przyszłoroczne wakacje, jak wystarczy parę godzin, aby życie obróciło się w perzynę. Na szczęście już mi przeszło:)

Dzisiaj, jako człowiek pełen optymizmu, może i nieuzasadnionego, ale jednak pozwalającego funkcjonować bez tabletek, psychoterapeuty i darcia szat, cieszę się pobytem w ciepłym domu, zapachem upieczonego ciasta z jabłkami i wspomnieniem radości moich kotów sprzątających rano swoje kłaki razem z  Ufo:) Ufo to imię nadane kupionemu wczoraj robotowi sprzątającemu, który ma za zadanie zbierać kociopsie kłaki. Wypowiedziałam im wojnę, ponieważ skończył się sezon na kocie  wychodzenie o świcie i późnowieczorne powroty, pies też już nie wyleguje się w ulubionym miejscu pod jaśminem. Nastał mokry listopad, a wraz z nim wszyscy w domu.  Do pomocnego Ufiaka dołączył furminator do podszerstka i mówię wam, ta szczotka robi robotę! Patrzę sobie teraz na podłogę w kuchni i przedpokoju, a tam nie ma sierści, aż mi się dusza raduje:)

Wczoraj w dniu "wyjazdowym "odwiedziłam najmłodsze nasze dzieciątko, ale tylko napatrzyłam się na niego, bo spał maluszek przez cały czas. Spotkałam się też z córką i wnuczką najstarszą.  Zaliczyłam ZUS w celu zlecenia przeliczenia moich składek za ubiegły rok. Ludzie narzekają na urzędy, ale osobiście złego słowa nie powiem, Już zaraz za drzwiami przywitała mnie pani z pytaniem , w jakiej sprawie. Wręczyła stosowne druki, wygenerowała numerek, zaprosiła do stolika, żeby też w międzyczasie wypełnić formularz, ledwo zdążyłam, a już była moja kolej do okienka; przy okienku miła uśmiechnięta pani załatwiła moją sprawę w dwie minuty i po temacie, wszystko trwało może 6-7 minut.

Potem poszłam na wystawę do Muzeum Narodowego oglądać  skarby Starożytnego Egiptu. Kupiłam bilet na zwiedzanie z przewodnikiem. Gadał nawet ciekawie, ale jak na mój gust wrzucał zbyt wiele dygresji. Jednak warto wybrać oglądanie ekspozycji z oprowadzaniem niż samodzielnie, kiedy patrzymy tylko i nie wiadomo dokładnie na co:) 


To są mężczyźni, jeden na tronie, drugi klęczy. Ten klęczący granitowy młodzieniec dość urodziwy :) Obie rzeźby mają około 2500 tys lat, zastanawiające jest, jakim narzędziem je wyrzeźbiono i wykończono, że są tak gładkie. A granit też miękki nie jest...



Blok z piaskowca powyżej pochodzi z czasów Totmesa III czyli liczy  sobie już około 3500 lat.


A to jest kawałek papirusu ze zwoju pogrzebowego. Były także całe dość duże kawałki, ale źle się sfotografowały:) Na zwojach umieszczone były odpowiednie zaklęcia, przepisy i modlitwy. Wierzono, że wystarczy, aby zmarły je posiadał, a samo to zagwarantuje mu dotarcie przed Sąd Ozyrysa oraz do Krainy Umarłych. Zwoje te nazywane były Księgą Umarłych. 


Tu mamy kilka miseczek do kosmetyków. Egipcjanie byli zdolnymi chemikami, uwielbiali makijaż i tworzenie z mieszanek różnych substancji kosmetyków  takich jak kremy nawilżające, kohle, róże do ust i na policzki, a nawet do malowania paznokci. Rozsypywali proszek pochodzący z naturalnych substancji  – mielonych orzechów, czy minerałów - na paletę, talerz albo łyżkę i łączyli go z tłuszczem zwierzęcym lub roślinnym, aby nadać mieszance odpowiednią strukturę.

 
Drewniane wezgłowie sprzed ponad 3000 lat.


Dzban ? Tak, dzban, ale o konkretnym przeznaczeniu - na piwo. Pochodzi sprzed 5 000 lat!  Piwo stanowiło, zaraz po chlebie, podstawowy element diety Egipcjan, bez względu na ich wiek czy pozycję społeczną. Świadczyć może o tym fakt, że napój ten posiadał osobny znak hieroglificzny. Egipcjanie spożywali piwo w czasie ceremonii religijnych oraz obchodów świąt państwowych. Piwo składano również bogom w ofierze i wraz z innymi przedmiotami chowano ze zmarłym do grobu. Według wierzeń egipskich skrapianie podłogi domu piwem z czosnkiem odstraszało złe moce i skorpiony.


A jak już mowa o chlebie, to oto forma do jego wypieku, równie stara jak naczynia na piwo. A niżej po lewej stronie taka ozdobna tacka to forma wotywna na chleb. Był on podstawowym daniem tak rano, jak i w południe oraz wieczorem. W Egipcie chlebem i piwem czasem płacono wynagrodzenie robotnikowi.



Stela wapienna sprzed 3500 lat. Stela to tablica z wyrzeźbionymi scenami z życia patrona/patronki. Takie stele znajdowano głównie w grobach, były też ołtarzami, które umieszczano w prywatnych kaplicach lub domach. Były używane do kultu rodziny . Patronką tej stali jest mało ważna księżniczka z XVII dynastii faraonów.



Bardzo mi się podoba powyższa rzeźba, przedstawia Izydę z Horusem. Tradycyjnie przedstawiano ją  jako wzór opiekuńczej matki i wiernej żony, źródło życia, wcielenie dobroci i obrończyni przed złem. 
I tak mi się przy okazji przypomniało, iż  w wielu źródłach mówi się, że egipską Izydę z Horusem zamieniono w V wieku n.e. na Maryję z Chrystusem za pontyfikatu Celestyna I  (który był doskonale wykształconym i cieszącym się dużym szacunkiem biskupem Rzymu), jako że wizerunek bogini karmiącej syna był dotąd w chrześcijaństwie zupełnie nieznany. No, ale mniejsza z tym:) Wracajmy do Egiptu.


Ten wyżej to prawdopodobnie Amon. Rzeźba z brązu pochodzi sprzed ponad 2500 lat.

 
I oto mamy to, czego z niczym pomylić nie można: drewniany sarkofag, podobno sarkofag  Nefertiit. Przetrwał około 3400 lat. W tle mumia chłopca datowana na około 500 rok p.n.e.



 Niżej:  maska  pośmiertna

Po wystawie egipskich starożytności udałam się na wystawę obrazów Beksińskiego. Bardzo mi się podobały.  Ups! Jednak nie wszystkie. Nie przekonały mnie obrazy z okresu po 1990 roku. Najgłośniej przemówiły do mnie te malowane w latach 70-tych. Odebrałam je jako symboliczne i mogłabym się im przyglądać bez końca. I przyglądałam się długo, aż panu strażnikowi znudziło się mnie pilnować (było mało zwiedzających ze względu na porę). Mogłam zatem chodzić po kilka razy pod ten sam obraz, patrzeć na niego z daleka lub z patrzałkami na centymetry od obrazu. Obrazy Beksińskiego nie mają tytułów, mają oznaczenia literowo-cyfrowe. Szkoda.

W sali było dość ciemno, oświetlenie punktowe skierowane na obrazy, przez co trudno było zrobić zdjęcie, bo światło odbijało się od powierzchni.  

 






Bardzo słabe zdjęcia, więc niewiele widać, ale te cztery obrazy spodobały mi się najbardziej.  Przypuszczam, że pójdę na wystawę jeszcze raz:)

Na fali rozrywek kulturalnych  wybieramy się z koleżanką do filharmonii, a syn mnie namawia, żebym sobie kupiła jeszcze jeden wyjazd, tym razem na Maderę, bo - jak twierdzi - trzeba korzystać, że można, bo może kiedyś nie będzie można. I ma tu na myśli mój stan zdrowia i finanse:) Zdrowotnie nic mi nie jest, ale chodzi o to, że jednak z każdym rokiem lat przybywa, a kto wie, jak nas ceny przycisną, to może ledwo na chleb będzie starczało. Jeszcze się nie zdecydowałam. 

No i tak to. Zaglądam do Was na blogi, czasem komentuję, czasem się nie da, czasem tylko czytam, aby potem zastanowić się nad danym tematem...

... i jak zawsze życzę wszystkim zaglądającym wiele dobrego.   

niedziela, 6 listopada 2022

Listopad

Obejrzałam czeski film. Film nosi tytuł: "Niewinny człowiek" . Ktoś zabił Aneżkę. Kto ? Nie wiadomo. Ale we wsi mieszkają żydzi, więc to na pewno oni. I tu dochodzi do dramatu niewinnego człowieka. Ten kryminalny film  2-częściowy, w sumie prawie trzy godziny oglądania, oparty jest na prawdziwym wydarzeniu z 1899 roku. Porządna rzemieślnicza robota i wcale nie przeszkadza, że czeski:) Kto ma amazona, temu polecam, kto nie ma, może znajdzie gdzieś indziej, nie wiem. Na pewno warto go obejrzeć. Na YT jest po czesku pod tytułem "Zločin v Polné" :) Dodatkowym atutem jest fajna muzyka Frantiska Segrado, aż szkoda, że jest jej tam tak mało. Tu akurat inna piosenka, ale też przyjemnie się słucha tych ballad.

No i cóż tam u mnie ? Ano, dobrze. Pracuję, czytam, spaceruję, słucham muzyki (obecnie Clio, młoda francuska piosenkarka - clip niżej) od czasu do czasu ktoś do mnie wpadnie na kawę, czasem ja do kogoś. Byłam raz na maratonie teatralnym (trzy sztuki pod rząd w teatrze alternatywnym, cztery godziny w świątyni sztuki, cudny wieczór:) Nabyłam bilety na wystawę Magia Starożytnego Egiptu w Muzeum Narodowym i na wystawę Beksińskiego - to przede mną i chwilę muszę poczekać, bo bilety (szczególnie na Beksińskiego) cieszą się powodzeniem.

Byłam też w znajomym sadzie pomagając w pracy przy zbiorach. Jako wynagrodzenie dostałam kilkadziesiąt kg jabłek, więc codziennie teraz do śniadania jest szklanka świeżo wyciśniętego soku jabłkowego na zimno albo na ciepło z cynamonem (polecam, pychotka;), a w trakcie dnia kilka jabłek na surowo. Piekłam też struclę drożdżową z jabłkami i zapiekałam z nimi ryż. Jabłka rządzą jesienią:)

Bardzo lubię tę piosenkę i teledysk, jest w nim wiele z tego, co kocham: błękitne morze, ciepły piasek, jasne niebo, słońce, białe spodnie, trampki, plecak, podróż...:)  Nie wiem o czym jest piosenka, ani ta ani żadna inna tej wykonawczyni, ale dźwięk i obraz podobają mi się i słucham albo z YT albo na spotifayu.

Miałam dziś gościa i poszliśmy rano na spacer na łąki, na których było dość mokro, więc wróciliśmy przed południem w przemoczonych butach. Zaszliśmy w miejsca, gdzie nigdy nie byłam, mimo, że mieszkam niedaleko od 10 lat. Zazwyczaj łąki te obchodzę z drugiej strony i to już po przymrozkach, gdy bagno zamarznie, żeby się nie utopić. Tym razem odnaleźliśmy przejście niewielkim mostkiem przez rzekę koło gospodarstwa. Teren łąk jest dość rozległy, otoczony zalesionym bagienkiem. Widzieliśmy mnóstwo sarnich śladów; miejsca, gdzie przychodzą do wodopoju; białe i szare czaple, chmary drobnych, lecz głośnych ptaszków. Na czubkach drzew siedziały ptaki drapieżne obserwując z góry okolicę. Piesa się wybiegała, nawet pogoniła zająca, a my nasłuchaliśmy się odgłosów przyrody i fajnie sobie pogadaliśmy. Łąki kończą się polem uprawnym w sąsiedniej wsi i polną drogą, którą w sezonie letnim wjeżdżają na łąkę kosiarki, więc zawróciliśmy i drogę powrotną pokonaliśmy tą samą trasą.

Jak widać, nawet w najbliższej okolicy po latach można odkryć fajne miejsca. Następnym razem jednak pójdę tam w kaloszach. Jutro się okaże, czy przemoczone nogi wyszły mi na zdrowie. Na razie wszystko w porządku i nic nie zapowiada przeziębienia. Dawno nie chorowałam:) Właściwie to od kilku lat nie choruję, na zwolnieniu byłam chyba ostatnio 3,5 roku temu, gdy skręciłam nogę. Szczęśliwie nie miałam w ostatnich latach nawet kataru. I na nic się nie szczepiłam:) A! Od choroby odkleszczowej zaszczepiłam się ubiegłego lata. 

Tymczasem za drzwiami...




Ostatnie obrazki, prawie letnie, upolowane w słoneczny dzień, jeszcze przed nocnym przymrozkiem, kwiaty są już tylko wspomnieniem. 













W międzyczasie był 1 listopad i wędrówki po cmentarzach. W tym roku zorganizowałam to tak, że groby swoich bliskich odwiedziłam z chryzantemami i lampkami 28 i 29 października, żeby nie robić tłoku w święto listopadowe. Akurat była piękna pogoda, ludzi co prawda dużo, ale jeszcze nie tłum, więc spokojnie obeszłam wszystkie cmentarze. W tym roku odwiedziłam też grób Brata zmarłego dwa miesiące temu... A 1 listopada wzięłam w pracy dyżur i spokojnie przesiedziałam go w domu, bo pracy nie było prawie wcale. Oczywiście jednak, zgodnie z tradycją raczyłam się cukrem w cukrze czyli szczypką, tradycyjnie kupioną na straganie koło cmentarza. Można się z tego śmiać albo nawet patrzeć z politowaniem, ale ja lubię te słodycze i zawsze je kupuję, i nawet dorosłe moje dzieci przynoszą je do domu chowając przed dziećmi małymi z powodu właśnie tych 100% cukru i same pałaszują w ukryciu:)


A skoro święto 1 listopada minęło, to niektórzy myślą już o Bożym Narodzeniu:)

Powyższe zdjęcie zostało zrobione wczoraj w sklepie budowlanym dokąd udałam się po karnisz do kuchni i farbę do ściany. Koty notorycznie wchodząc/wychodząc przez okno ubrudziły przyokienną ścianę i jak dalej będę po nich wycierać to dotrę zaraz do gołego tynku, muszę więc odmalować kawałek.

Nie tylko sklepy myślą o świętach. W mojej pracy są już układane grafiki świąteczne, wszak pracujemy 365 dni w roku. W zespole kierowników niższego szczebla jest nas cztery osoby, obecnie wszystkie to kobiety. I jak zwykle tylko ja i jeszcze jedna koleżanka, zawsze ta sama, zadeklarowałyśmy po dniu pracy w okresie świąteczno-noworocznym, a dwie pozostałe jak zwykle nie. Dni do obsadzenia jest pięć, dla każdej przynajmniej po jednym. Wkurzyłam się w piątek, bo do poniedziałku musimy mieć gotowy podział i wymusiłam na tych dwóch wybór dni pracy. Złe były, bo liczyły, że my dwie pozostałe obsadzimy całe święta. Wyciągnęłam wtedy grafiki na wszystkie święta i długie weekendy 2022 roku i okazało się, że pracowałam w każdym terminie (inna sprawa, że mi to pasowało, ale one nie muszą o tym wiedzieć:). Sumarycznie wyszło, że pracuję w wigilię, ale dzień wcześniej będę miała wolne, aby się ogarnąć i mam dyżur w noc sylwestrową, co mi też nie przeszkadza, ale nikt inny tego dyżuru nie chciał wziąć. Dyżur jest zdalny, więc mi pasuje. W zamian mam solenną obietnicę, że Wielkanoc to tylko one dwie wezmą w całości i ja mam wszystkie dni wolne. Zobaczymy:) Czasem wolę pracować w święto, żeby mieć wolne w innym terminie i bez urlopu skumulować 4-5 dni wolnych.

Skoro tym sposobem dotarłam do klimatów noworocznych to jeszcze powiem, że wykupiłam wczasy na Rodos w maju. Już się nie mogę doczekać:) Mam już zamówioną opiekę do zwierząt i jestem gotowa już się pakować, tylko że to jeszcze pół roku:) Oczywiście do tego czasu mam jeszcze inne plany wyjazdowe, ale krajowe. Nawet planowałyśmy z córką wyjechać na święta, ale ceny pobytów 4-5 dniowych powaliły mnie. I nie chodzi o to, że mnie nie stać, tylko nie lubię płacić za nic. Tydzień pobytu dwa tygodnie wcześniej lub dwa tygodnie później kosztuje nawet trzy razy mniej niż te 4 dni w święta. Za to samo z wyjątkiem kolacji wigilijnej. Uważam, że to zdzierstwo, więc pojadę, gdy będą obowiązywały normalne ceny.

Dobrej nocy wszystkim, a ja jeszcze poczytam godzinkę "Wiek cudów" Karen Thompson Walker, bardzo niepokojąca lekturę:)