czwartek, 16 czerwca 2022

Morze, morze i ... już w domu

Nad morzem, jak to nad morzem. Dużo piasku, dużo wody, duże ceny. Pogoda była całkiem niezła, to znaczy niezbyt gorąco, ale sucho czyli bez deszczu. Raz bardziej wietrznie, raz mniej. Pobyt mijał nam na króciutkich spacerach żółwim tempem (jedna osoba miała problem z nogami, jak się okazało), na spaniu (o 22.00 wszyscy w łóżkach, ale na szczęście miałam ebooki) i na wysiadywaniu na plaży, bo morze takie piękne. No piękne, nie da się ukryć. Pobyt nie na mój temperament. Czasem jednak trzeba się polenić, ale raz na rok wystarczy:) Jeśli następnym razem pojadę nad morze, to już swoim tempem. Czyli sama, bo kto za mną nadąży:)?? Pobyt zaliczam mimo to do udanych, choć niedosyt został.

 
Tylko w weekend plaża się zaludniała, w dni powszednie było jeszcze pustawo. Jedynie klucze kormoranów przelatywały w tę i z powrotem.







Jak widać, kolor nieba wyraźnie wpływa na kolor morza i plaży.



Raz udało mi się urwać w pojedynkę, więc poszłam plażą, gdzie oczy i nogi poniosą i był to fajnie wykorzystany czas, gdyż oprócz intensywnego wędrowania na granicy wody i piasku, zboczyłam jeszcze do nadmorskiego lasu oraz na teren plaży zasiedlonej przez sieweczkę obrożną, ptak podlegający ścisłej ochronie, zagrożony w Polsce wyginięciem, Nawet udało mi się maluszki wypatrzeć z daleka.



Do udanych zaliczam też krótką wycieczkę (to nie ja decydowałam, że była krótka:) do wsi Żuławki. Najciekawsze w tej wsi są domy podcieniowe. Osobiście spędziłabym tutaj chociaż z pół dnia, bo oprócz domów z zewnątrz chciałam zobaczyć je także z wewnątrz, a to wymagało zgody właścicieli; chciałam też pochodzić po okolicy i podjechać do sąsiednich wsi w poszukiwaniu innych domów charakterystycznych dla Żuław, ale decydowała większość, więc biegiem w czasie kwadransa tylko "liznęłam" okiem najważniejsze budynki.


Dom gburski nr 37 





O zwiedzaniu starego cmentarza z zabytkowymi płytami historycznymi oraz kaplicy i cmentarza ewangelickiego nie było mowy. Trzeba będzie tu jeszcze wrócić:) Czuję niedosyt po tym wyjeździe.

Powrót we wtorek jednak był bolesny. Wbiegłam do domu na 5 minut przed rozpoczęciem popołudniowej pracy, ledwo zdążyłam się zalogować. Niestety jakikolwiek urlop na żądanie nie wchodził w grę, bo miałam tego popołudnia zdalne szkolenie dwóch nowych osób. Jeszcze z piachem w butach, bez obiadu, prosto zza kierownicy wpadłam w wir pracy. Wieczorem psi spacer, prysznic i spać. Bagaże z auta wyciągałam o 6.00 rano, pranie i znów praca od rana do popołudnia. Przed wieczorem we środę przyjechali goście na długi weekend. Dziś pojechaliśmy razem nad wodę i powłóczyć się po polach. Potem odpaliliśmy grilla:) Było mięsko dla tych co lubią i warzywka dla innych, czyli mnie. Pogoda dopisywała, tylko komary wieczorem gryzły, ale do 22 na dworze wytrzymaliśmy. Było naprawdę miło i wesoło.







Jutro ja pracuję, oni mają swoje plany na ten czas, a w sobotę też sobie razem gdzieś blisko podjedziemy, natomiast w niedzielę ja do pracy, oni do domu. Podobno niektórzy mają długi weekend ? To nie ja!:) Nauczyciele mają, więc córka ma kłopot, bo ona jutro też pracuje, a szkoła zamknięta. I tata dziecka pracuje. I dziecko będzie trochę u mnie, trochę u koleżanki. 
 
Słyszę, że za oknem zaczyna padać deszcz, ale chyba przelotny, bo meteorolodzy zapowiadają upały. Niech tam sobie popada, przyda się warzywom. Truskawkom też, bo choć lubią słońce, to widziałam dzisiaj, że od wysokiej temperatury nieco omdlewają. Na razie zbieram je i mrożę, na przetwory nie mam czasu. Ciasto z truskawkami jutro gościom (i sobie:) upiekę. Kompocik truskawkowy ugotowałam, zimny prosto z lodówki smakował wyśmienicie. Trzeba korzystać ze zbiorów, póki czas. Sezon truskawkowy trwa tak krótko.





A Wam jak  mija długi weekend ? Czy jest długi czy krótki ? Jak tylko się skończy, obiecuję odwiedzać Was częściej. Tymczasem dziękuję za miłą wizytę. 

poniedziałek, 6 czerwca 2022

Nie do wiary, to już lato

 Skończył się czas rzepaków. Chyba będzie lato.




Miałam przez 5 dni gości. Ja się do tego nie nadaję:) Przepadam za nimi, ale obecność innych ludzi w moim domu mnie męczy. Zaburza moją rutynę. Spali do południa. Nigdy nie wiedziałam, kiedy wstaną, na wszelki wypadek chodziłam na paluszkach, niech się wyśpią. I ani za mną ani przede mną. A planowałam śniadanka w ogródku na świeżym powietrzu. Ani razu się nie udało. Potem im się śpieszyło, bo przecież tak późno. I szkoda czasu na gotowanie obiadu, zjemy na mieście. No fajnie, lubię zjeść "na mieście", ale co teraz zrobię z tą karkówką, co miała iść na grilla, piersią kurczakową i rybą?  Zamiast siedzieć przy grillu, siedzieliśmy w restauracji. Chciałam im pokazać nasz park narodowy, woleli basen w mieście:) Nawet na spacer do lasu nie poszliśmy, bo komary i woleli obejrzeć film:) 
Widzę, że tylko ja jestem taka głupia, że latałabym po lasach i polach:)





Są już truskawki. Jagoda kamczacka w pełni sezonu, jagódki słodziutkie zjadam prosto z krzaka. Letnie ciuchy zajęły główne miejsce w szafie. Zaraz będę się pakować. Jadę nad morze, z innym towarzystwem, dla odmiany takim, co wyróżnia się domatorstwem, więc w tym przypadku  może się okazać, że do restauracji nie pójdziemy ani razu:) 
A mnie się marzy złoty środek:) We wszystkim.

Pogodnego czerwca.