Jak już wiele razy dałam tu odczuć, kościółkowa to ja nie jestem. Nie narzucam się ani Bogu (żadnemu) ani księdzu. Wychowałam się w rodzinie katolickiej, szczególnie mama było wierząca, ale to bardziej tak z tradycji chyba niż z przekonania. Dzieci swoje pochrzciłam, bo "wypadało", do komunii wyprawiłam, a potem w kwestii religii puściłam luzem. Księdzu po kolędzie już wiele lat temu kazałam zamknąć drzwi z drugiej strony, a do kościołów owszem, chodzę - zwiedzać. Nie czuję potrzeby wierzyć w jakiegokolwiek boga i oddawać mu chwały. Wierzę w historyczne istnienie Jezusa, Mahometa czy innego Buddy. Żaden z nich nie jest dla mnie autorytetem, a niektóre wręcz zasady głoszonej przez nich wiary są dla mnie oburzające. Świat się zmienia, ludzie się zmieniają, nie można żyć wg zasad sprzed 2 tysięcy lat. Albo i jeszcze starszych. Wszak stary testament to wręcz horror. I nie poświęcam sprawie wiary lub niewiary więcej niż kilka chwil w roku, bo to dla mnie temat w sumie obojętny. Dlaczego więc akurat teraz... ? Już wyjaśniam.
Niedawno zmarł mój Brat. W kwestii wiary był taki jak ja. Neutralny. Wierząca i kościółkowa jest natomiast moja bratowa. Należy do jakichś kółek różańcowych i innych przykościelnych organizacji, do kościoła na modlitwy i msze chodzi kilka razy w tygodniu. W towarzystwie jednak nie epatuje religijnością i przywiązaniem do wiary, nie jest dewotką, więc da się z nią żyć:) Przypuszczam, że jednak w domowym zaciszu tą swoją religijnością dała popalić dzieciom, bo troje z czwórki deklaruje się jako ateiści. Kiedy stan mojego Brata był już bardzo ciężki, bratowa uprosiła Go, aby przyjął ostatni sakrament. Już pomijam kwestię, że namaszczenie miało na celu uzdrawiać chorych, bo na Bliskim Wschodzie wierzono w moc uzdrawiającą nawet zwykłej oliwy; dopiero potem obrzęd ten przeinaczono jako namaszczenie przed śmiercią i udzielano go tym, którzy stali u jej progu. Mniejsza z tym, pewnie się nie znam:) Brat się zgodził i ksiądz przyszedł do domu. Jednakże zaraz po sakramencie zapytał bratową o plany pogrzebowe. Dobrze, że mnie przy tym nie było, bo wykopałabym go za drzwi. Mój Brat wtedy żył ! Bratowa powiedziała mu, że Brat chce kremacji i ksiądz ją od tego zaczął odwodzić. Pewnie by uległa, ale dzieci Brata stanowczo realizowały życzenie ojca. Ksiądz wyszedł obrażony. Tyle wiem z relacji bratanicy. Pogrzeb był katolicki. Było bardzo dużo ludzi, zaskakująco dużo. Przyszli liczni sąsiedzi, dawni koledzy z pracy, a nawet ze szkoły, rodzina. Nie mieścili się w kaplicy, która przecież mała nie jest. Spora gromadka musiała stać na dworze. Urna tonęła w kwiatach. Zaczęła się msza i rozgadał się ksiądz. O grzesznikach, o ogniach piekielnych, o konieczności modlenia się za zmarłego, aby go z tych czeluści piekieł wydobyć, a tym, jak bardzo tego potrzebuje, więc koniecznie my żywi musimy przychodzić do kościoła. O moim Bracie nie mówił inaczej niż o grzeszniku i w kontekście grzechu i Jego win. Z wściekłości jaka mnie opanowała, nie uroniłam na tej mszy jednej łzy żalu. Ksiądz łachudra w całej tej swojej przemowie ani razu nie wspomniał o tym, że Brat był dobrym człowiekiem, że wychował czwórkę dobrych ludzi, że był wsparciem dla młodszego rodzeństwa i dobrym kolegą. Ilość osób, jaka go żegnała wyraźnie świadczy o tym, że był dla ludzi ważną osobą. Ale nie dla księdza. Czy to reguła na pogrzebach ? Czy to może mały złośliwy człowieczek w sutannie ?
Jak już sobie poszedł, większość zebranych zaczęła rozmawiać wspominając Brata, opowiadać jakieś anegdotki, wspominać ważne sytuacje i to była przyjemna część pogrzebu. Wiem, że to brzmi może głupio, taka radość na pogrzebie, ale odchodząc od grobu wiedziałam, że mój Brat nie przeżył życia na darmo, że spełnił bardzo ważną rolę w życiu wielu osób i zostanie w ich pamięci na zawsze. On nadal żyje, to tylko Jego ciało zniknęło. I te ludzkie opowieści bardzo mnie podbudowały. Natomiast to co zrobił ksiądz żałując mojemu Bratu dobrego słowa podczas mszy, nawet słowem nie łącząc się w żalu z rodziną, utwierdza mnie w tym, że moja decyzja wypięcia się na kościelnych była dobra. Jeśli jest Bóg, to z pewnością nie ma go w duszy tego księdza. A jeśli tam jest, to z tym Bogiem nadal mi nie po drodze.
Moje dzieci już od lat wiedzą, że po śmierci mają mnie poddać kremacji, nie chcę gnić z robakami w ziemi. A ceremonia ma być świecka i prowadzący ma o mnie opowiadać anegdotki i same dobre rzeczy:) Na szczęście mamy cmentarz komunalny i żaden ksiądz nie będzie się nade mną znęcał złym słowem po śmierci. Wiem, że zdaniem niektórych czytelników bluźnię - ale jak mogę bluźnić, skoro nie wierzę w Boga jako istotę nadprzyrodzoną ? Nawet ekskomunika mi niegroźna, bo sama się wypisałam z wiary i Kościoła:)
I żeby było jasne: nie mam nic przeciwko tym, którzy wierzą w boga, bez względu na to, jak on się nazywa, o ile są dobrymi ludzi żyjącymi zgodnie z zasadami etyki. (Etyka w rozumieniu potocznym to ogół norm moralnych uznawanych w pewnym czasie przez jakąś zbiorowość społeczną za punkt odniesienia dla oceny i regulacji postępowania w celu integracji grupy wokół pewnych wartości, synonim moralności.). I wszystko jasne.
Miałam wolny piątek i sobotę. Nawet nie padało, więc ruszyłam na Roztocze. Ziemia ta obfituje w cerkwie, kapliczki, przydrożne krzyże, cmentarze. Lubię je oglądać i podziwiam sztukę architektoniczną, dzieła sztuki, ale także zwykłe ludzkie starania o obiekty sakralne, począwszy od małych kapliczek, skończywszy na ogromnych cerkwiach. Wierzę, że ludzie robią to z potrzeby serca i szanuję to.
We wsi Brzeziny Bełżeckie znalazłam dwa "Andrejkowy".
...oraz wesoły przystanek:)
Brzeziny Bełżeckie to niewielka wioska w gm. Bełżec licząca około 330 mieszkańców. Podczas II wojny światowej oraz po jej zakończeniu ukrywali się w niej partyzanci Armii Krajowej, a potem WiN-u. Mieszkańcy tej miejscowości uważają, że dzięki ochronie „leśnych” wieś nie została spacyfikowana czy wysiedlona, tak jak wiele innych miejscowości Zamojszczyzny. We wsi działa Stowarzyszenie "Ocalić od zapomnienia". Funkcję Prezesa sprawuje od momentu powstania Pani Magdalena Szczepańska, również od października 2021 r. Wiceprezes Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Okręg Zamość. W siedzibie stowarzyszenia utworzona jest historyczna zagroda edukacyjna, w której można zapoznać się z przeszłością dziedzictwa polskiej wsi. Wnętrze stodoły kryje niezliczoną ilość przedmiotów rolniczych zgromadzonych i otrzymanych przez Państwa Szczepańskich. Eksponaty znajdują się również w spichlerzu obok stodoły. Rodzina jest także w posiadaniu dużej ilości starych fotografii rodzinnych i takich, które ukazują aresztowanie „Wrzosa” oraz elementów wojskowego wyposażenia, a ponadto mają zabytkową maszynę do pisania marki „Mercedes”. W siedzibie znajduje się olbrzymia mapa sztabowa wykonana przez Kazimierza Kosteckiego pseudonim „Kostek” z wydarzeń z 22.05.1944 r. a także wiele innych ciekawych eksponatów.
Choć pogoda nie dopisywała, nie zniechęciłam się, bo tak naprawdę moim celem była nieistniejąca wieś Moczary leżąca na granicy polsko-ukraińskiej. Trochę ryzykowałam, ponieważ pakując się na wyjazd zapomniałam...portfela! Zorientowałam się już po przyjeździe na Roztocze. Telefonem wypłaciłam w bankomacie pieniądze, ale dowód, prawo jazdy, rejestracja auta...wszystko zostało w domu. Mam co prawda mobywatela, profil zaufany itp, ale obawiałam się, że w przypadku spotkania straży granicznej okazanie się dokumentami elektronicznymi może być niewystarczające. Jednak zaryzykowałam i pojechałam do Moczar.
A właśnie. Ruszając w te rejony należy uprzedzić rodzinę i znajomych, że nie dodzwonią się, a następnie należy wyłączyć w telefonie roaming. Tereny te są bowiem w zasięgu telefonii ukraińskiej i kilka minut rozmowy kosztuje kilkadziesiąt złotych.