Kiedy budząc się rano widzę takie niebo, nogi same prowadzą mnie w plener:)
Las Łukaszowiec poprzecinany wąwozami raduje ogromną ilością śnieżyczki zwanej przebiśniegiem.
Kiedy budząc się rano widzę takie niebo, nogi same prowadzą mnie w plener:)
Las Łukaszowiec poprzecinany wąwozami raduje ogromną ilością śnieżyczki zwanej przebiśniegiem.
Chodzę tak sobie czasem po wsi (mojej i okolicznych) i podziwiam przyrodę, łąki, lasy, rzeki - pięknie tu. Spotykam czaple, łabędzie, nawet zimorodki, żurawie, sarny, łosie, jelenie... Żyć, nie umierać... Sielanka. Tak, dobrze się tu czuję, podoba mi się i uważam, że to moje miejsce. Mogę się odizolować, nikt mnie w domu nie nachodzi, nie chcę - to nie muszę patrzeć na ludzi, robię co chcę na swoich arach. Mam w domu wszystko to, co w mieście plus koty i psa:) Poranną kawę mogę wypić pod jaśminem przy świergocie sikorek, a wieczorem posiedzieć na huśtawce i posłuchać słowika. O negatywnych stronach mieszkania na wsi też czasem pisałam. Błoto, daleko do obiektów kultury itp, ale to mi nie przeszkadza, jeśli chcę to jadę na koncert lub do teatru, lub w odwiedziny i odległość mi nie straszna, te 25 km pokonuję szybciej niż moja koleżanka kilka przystanków przez miasto. Na błoto mam dwie pary kaloszy. Zimy są trochę przygnębiające i szare, ale w mieście czułam to samo. No to chodzę po tych wsiach i czasem bywam rozdrażniona, a czym ? A tym.
1. Panele fotowoltaiczne. Nic tak nie szpeci wsi jak panele. Jeszcze jak ktoś je umieścił na dachu, to da się przeżyć. Ale w co drugim domu stoją w ogródku, bywają powieszone na ścianie między oknami, stoją na środku podwórka na metalowych konstrukcjach. Mamy nawet na wsi panele na łące na skraju lasu, obok latarnia od roku świeci każdej nocy - jaki to ma wpływ na czaple, które mieszkały w pobliżu, okaże się tego lata. Obawiam się, że wpływ będzie negatywny, bo jest ich coraz mniej - światło zaburzyło ich cykl dobowy. Spróbujcie żyć w wiecznym świetle w nocy, zwariować by przyszło. Są panele ustawione tak, że mieszkańcom zasłaniają widok z okna. Szlag by mnie trafił, jakbym wyglądając przez okno zamiast mojego ogródka widziała ohydny tył paneli.
Tu w linku to nie jest moja wieś, to zdjęcia znalezione w internecie, ale w większości wsi tak to właśnie wygląda, albo jeszcze gorzej, co za paskudztwo! TUTAJ
Boję się myśleć, co będzie za kilka lat, jak komuś panele spłoną albo się uszkodzą. Co prawda w środku krzem, poza tym szkło i aluminium, niby nic toksycznego, ale chłop na wsi nie odda ich do recyklingu, bo to kosztuje, tylko rzuci za stodołą. Zresztą konia z rzędem temu, kto poda choć jeden adres zakładu utylizacyjnego. Niby panele mają żywotność 15-20 lat, ale to szybko zleci. Podobno zakład instalujący ma odebrać je po zużyciu, ale ile tych firm jeszcze będzie za te 15-20 lat ? Może jakieś pojedyncze zostaną, reszta po boomie się zamknie.
2. Popiół. Płakać mi się chce, jak w rowach obok pól widzę wysypany popiół. Nie rozumiem tego. Raz w miesiącu zakład komunalny zabiera popiół. Wystarczy kupić rolkę specjalnych grubych worków za 24 pln, wystarcza na rok, a jak komu szkoda, to może pakować do tych na odpady zielone, też zabierają. I to jest usługa w cenie abonamentu kwartalnego za odpady, nic się nie dopłaca. A jednak są tacy, którzy dodają sobie roboty, ładują taki worek do auta, wywożą za wieś i wysypują w rów pod osłoną nocy. Dla mnie to głupota nie do pojęcia! Jednak, jak widać w internecie, jest to powszechna praktyka: TUTAJ Kiedyś na moją działkę też ktoś podrzucił, ponieważ podejrzewałam kto, to sobie z tą osobą porozmawiałam i się skończyło, zatem trafiłam dobrze. Mój sąsiad jakieś trzy lata temu wysypywał popiół pod płotem, na granicy mojej i jego działki. Spadek terenu jest na moją stronę, więc zwróciłam uwagę, aby posprzątał, bo po każdym deszczu kwaśna woda spływa na mój grunt. Przestał tam sypać, teraz zasypuje popiołem rów przy swojej drodze. Czy ja jestem nienormalna, że nie jestem w stanie pojąc takiego debilizmu ???
3. Butelki. Nie jest tajemnicą, że w każdej wsi, tak samo jak i w każdym mieście, są tzw. żule. U nas na wsi też jest ich kilkoro, w tym kobieta, niegdyś wybitna medyczka z miejskiego szpitala (ale to opowieść na inną okazję). Towarzystwo pije i wyrzuca butelki. Są dyskretni. Nigdy nie wystawają za dnia na drodze, nie piją na ludzkich oczach. Nie wiem, kiedy piją, nigdy nie widziałam ich z butelką w ręce, w końcu ich nie śledzę, widuję ich jednak pijanych. Może imprezują i włóczą się po nocach. Natomiast nasza wioskowa aleja do wsi i droga przez wieś usiane są butelkami po wódce, piwie, tanim winie. Teraz, kiedy jest już prawie po zimie (bo akurat dziś właśnie pada śnieg:), a chwasty i trawy jeszcze nie odrosły, widać na poboczach setki butelek, naprawdę setki. Ile pieniędzy poszło na "przelew" ?