czwartek, 22 lutego 2024

Przedwiośnie

Koty mnie obudziły z samego rana, więc wstałam wyjątkowo wcześnie i rozpoczęłam prace wiosenne. Na początek wygarnęłam z kątów mojego przydomowego ugorku resztki suchych liści. Okazuje się, że z trzech przywiezionych z Bieszczad świerczków, są tylko dwa. Jeden po zimie ostał się jako suchy kikucik, szkoda. Bluszcz na płocie zielenieje jak szalony, w gałęziach drzew brzęczy od głośnego  sikorzego śpiewu, któremu przysłuchują się z dostojeństwem czarnopióre kosy - nie boją się psa, ciekawskie podglądały mnie przy pracy. Ze świerku na świerk co chwilę przebiegały wiewióreczki, zeskakiwały na ziemię i szukały ukrytych jesienią zapasów. Nie da się zaprzeczyć - wiosna. Na śniadanie po tej pracy zjadłam twarożek ze szczypiorkiem zerwanym w ogródku - siedmiolatka już zielenieje od ponad tygodnia.






 A tak było 9 lutego, 12 dni temu - ku pamięci:) Odwiedziła mnie wtedy koleżanka z rodziną z dalekiej części Polski - od siebie wyjechali wiosną, do mnie dojechali zimą:) Przyjemnie było się spotkać, po kilku latach niewidzenia się, przez ostatnie 12 miesięcy spotkaliśmy się trzy razy, cud:)!





A to rodzina naszych wioskowych lebiedzi: mama, tata, dorosłe dziecko na przedzie ( z lęgu 2022, jedno tylko było, to jest ten osobnik, co go w zeszłym roku zimą ratowałam) i aż 5 młodych z ostatniego lęgu!:) Ładne stadko nam rośnie.


Aktywowały się też wioskowe żurawie, co to u nas na stałe mieszkają. Nie odleciały na zimę, spędziły ją w siedlisku na bagienku. Nie ma tam dostępu praktycznie z żadnej strony, ale codziennie słychać ich głośny wrzask, kocham ich głosy, przystaję prawie codziennie na brzegu rzeki, albo jednej albo drugiej - w ich widłach jest bagno - i mogę słuchać żurawich pokrzykiwań bez końca. Rzadko przychodzą na brzeg, ale spróbuję je kiedyś "upolować", choćby telefonem.
Wszystkie te wymienione okoliczności bardzo pozytywnie na mnie wpływają. Rozpoczęłam już śniadania i poranną kawkę w ogródku oraz coraz dłuższe łazikowanie po polach z psem. Zaplanowałam też mnóstwo jednodniowych wypadów, czekam tylko na jakiś wolny dzień, bo teraz z tym ciężko:) Rolnicy już rozpoczęli prace polowe. W  lesie trwa pozimowe sprzątanie. Wszystko wskazuje na to, że KONIEC ZIMY ! Nareszcie:)

Ostatnio pod wpływem książki Rafała Hetmana pt. "Izbica, Izbica" odwiedziłam to miasteczko i okolice, relacja TUTAJ  Z całą pewnością wrócę tu latem, gdy będzie zielono i sucho, mam w planie zwiedzić te okolice rowerem, są tam jeszcze inne ciekawe miejsca do obejrzenia. Sama książka jest średnia, jej wadą jest stronniczość, autor nie zachował obiektywizmu, którego oczekiwałabym od tego rodzaju reportażu, ale na plus to, że zawiera dużo informacji i szczegółów.

Jak już mowa o książkach, to zachwyciłam się reportażami Tochmana. "Pianie kogutów, płacz psów" o sytuacji po ludobójstwie w Kambodży jest tak przejmująca, że czytanie boli, a przestać czytać nie sposób. Kilka kolejnych czeka w kolejce, ale teraz słucham audiobooka "Mumie. Fenomen kultur" Jarosława Molendy, która też mnie wciągnęła - tematyka okołocmentarna bardzo mnie interesuje:) Przy okazji: jeśli nie słuchacie audiobooków, bo Wam się wydaje, że to nie dla Was, to jest okazja spróbować za darmo i przekonać się. Jest taka apka Audioteka, jak się ją pobierze i założy konto z kodem AUDIOFERIE to 30 dni jest za darmo. Komu nie pasuje, przed upływem miesiąca usuwa konto (nie wystarczy usunąć aplikację) i po temacie. Sama skorzystałam, bo w poprzedniej innej aplikacji skończył mi się okres promocyjny, więc zrezygnowałam. Jest na rynku kilka aplikacji tańszych niż ta co miałam w regularnej  cenie. W Audiotece można słuchać i czytać - ja słucham w telefonie, a czytam na tablecie i dla mnie jest to super rozwiązanie. Po miesiącu będę kontynuować, bo abonament miesięczny to tylko 29 pln, a słuchać można bez limitu. I nie reklamuję apki, bo nie mam w tym interesu, tylko może komu się ta informacja przyda:) Nawet jak w wersji płatnej to koszt poniżej ceny jednej książki - ja miesięcznie słucham/czytam około 14 pozycji, więc dla mnie zysk ogromny. Są tam też eksiążki do kupienia, ale tych w abonamencie jest tak dużo, że nie zamierzam płacić za dodatkowe booki. Papierowych też nie kupuję, bo w mojej biblioteczce w sypialni nie ma już miejsca. I tak na każdej półce stoją w dwóch rzędach, mimo że w zeszłym roku oddałam ze 300 sztuk.

Za oknem piękne słońce, skorzystam, wezmę psa na spacer i z książką "w uchu" pójdziemy na 6.5 km trasę, aby po powrocie nie spóźnić się do pracy:)
Dobrego dnia!

poniedziałek, 5 lutego 2024

Też tak macie?

Z blogera mogę korzystać tylko z telefonu komórkowego, gdzie jestem zalogowana od kilku dni, ponieważ w komputerze system prosi mnie o podanie numeru telefonu komórkowego. A w życiu! Jeszcze nie dotarłam do tego, jak to obejść, ale już jestem taaaaka zła! Uważam, że to zamach na moją wolność:) Do Google nie podaję nigdy ani numeru telefonu ani numeru karty płatniczej. Jeśli muszę coś zapłacić w internecie i okazuje się, że jedynym rozwiązaniem jest płatność przez Google to rezygnuję z zakupu. Nie ufam im:) Przypuszczam, że jak wyczyszczę sobie telefon antywirusem, a robię to ręcznie co kilka dni, to automatycznie wyloguje mnie z blogera i już się do niego nie dostanę. Trudno. Pocztę, z której korzystam prywatnie mam na innym portalu.

A chciałam wrzucić parę fotek z karty SD, bo wiosna już przyszła. Ja wiem, że jest dopiero luty, ale dwie doby temu w środku nocy obudziły mnie żurawie lecące wielkim kluczem w świetle księżyca. Z zachwytu nie mogłam potem zasnąć i nie, to mi się nie śniło:) Dzisiaj z kolei w biały dzień wielkim kluczem przeleciały dzikie gęsi. Korzystały z zachodniego wiatru, który wiódł je na wschód na Polesie. 

Po niebie lata też dużo samolotów, co w kontekście pojawiających się komentarzy o bliskiej wojnie sprawia, że staje mi serce i włosy na głowie. Przecież ja mam tyle planów:) Mój wrześniowy wyjazd do Portugalii nabrał realnych kształtów, bilety kupione, nocleg wynajęty, urlop zaklepany. Z pewną fundacją usiłujemy zebrać grupę ludzi chętnych wyjechać w czerwcu do Rumunii,  bardzo bym chciała, a w pojedynkę trochę się obawiam. Jest pan, który przez cały pobyt będzie nas oprowadzał, ale musi się zebrać skład na busa, zobaczymy.  

Styczniowy wyjazd w Beskid Niski nie wyszedł z powodu ulewnych deszczy. To żadna przyjemność taplać się w błocie w strugach deszczu i we mgle, więc wyjazd przełożony na inny nieokreślony termin. Odwiedziłam jedynie pałac w Łańcucie, o czym można przeczytać na moim drugim blogu.

Szykuję się na przyjazd 4 gości, przyjadą z bardzo z daleka i pobędą kilka dni. Oblekanie pościeli, wymiatanie pajęczyn z kąta, większe zakupy... tego typu rzeczy zajmą mi dzisiaj większość dnia, a wieczorem pilnuję dzieciaczków u syna. Ot, zwykła codzienność.