poniedziałek, 21 lutego 2022

Życie w obrazkach

Obrazki lepiej pokazują, niżbym miała słowami opisać, moją codzienność. Przedpołudniowe marsze po polach i lasach oprócz kondycji, świeżego powietrza, spalonych kalorii itp. dodają jeszcze wiary, że mogę. Że zdrowie nienajgorsze, że nie padam po 10 kilometrach spaceru z psem, że jeszcze nie muszę na stałe zamieszkać na kanapie. Piszę to w kontekście mojej bratowej, która jest starsza o 6 lat i już od dawna jej miejscem pobytu jest fotel i kanapa. Nie dlatego, że jakaś chora, nie. Po prostu zaniedbała się. I zwierzyła mi się, że jest tym przerażona. Dla mnie to straszna perspektywa, przynajmniej teraz. Może potem mi się to zmieni...? Na razie ciągnie mnie w ten pobliski świat, gdzie usiłuję znaleźć coś, czego nie zauważyłam poprzednim razem. I zazwyczaj znajduję. Sprawia mi to przyjemność, i choć podziwiam te kobietki z internetu z pięknymi paznokciami, zawsze prosto od fryzjera, z czerwienią na ustach, liczące każdą kalorię, więc bez grama tłuszczu... to jednak wolę moje umazane błotem buty, przylizane pod czapką włosy i często podrapane przez bawiące się koty ręce.  Akurat to nie w moim stylu błyszczeć, więc zadowolę się własną aktywnością, choć nie powiem, że im czasami nie zazdroszczę. Być może te damy patrząc na mnie zza szyby samochodu, gdy idę przez pole, myślą sobie, że jestem jakaś dziwna, bo się włóczę i z zadartą głową patrzę w niebo i  podziwiam, jak prąd powietrza niesie ptaka, jak ten tak się bawi i buja pod niebem. A to dla mnie ważniejsze niż czerwone paznokcie na co dzień. Jest czas na usta i pazury, jest też czas na zabłocone buty:)






Ostatnie zimowe podrygi, sprzed kilku dni.



Nowy stosik do czytania. A propos książek, to od marca pracuję na nowe meble do  mojego "buduaru", gdyż skończyło się totalnie miejsce na książki, leżą już na szafie i dwa stosy na biurku robiącym też za toaletkę z racji wiszącego nad nim oświetlonego lustra. Przy okazji wymienię szafę i komodę, bo też się w nich nie mieszczę z ciuchami:)

To paskudztwo na dole  to jedno z tysięcy znalezionych przy rzece. Zjechała raz sobie wielka maszyna i uregulowała zarośnięte brzegi i odkryła takie cosie.  No to sobie pochodziłam i pooglądałam najróżniejsze kształty, choć nie wiem wcale jak się nazywają.



A w krzaczorach na swoich gospodarzy oczekują zeszłoroczne gniazda. 


 
Pszczoły jeszcze śpią. A poniżej jeden z wielbicieli mojej piesy:)


W tym tygodniu w naszym mieście odbywały się mecze koszykówki o Puchar Suzuki. Jeszcze mnie od tego drapie w gardle, a wczoraj pod wieczór ledwo chrypiałam:) I powiem Wam, że uczucia mam mieszane. Do finału zakwalifikowała się drużyna z  naszego miasta, nawet wygrali w meczu towarzyskim z drużyną Polski. W finale grali z zespołem z Ostrowa Wlkp. Od początku nasi wygrywali wysoko, mimo, ze goście robili co mogli. Jestem pod wrażeniem kibiców z Ostrowa, przyjechała ich nieduża grupa, a kibicowali głośniej niż cała miejscowa gromada widzów. No, dawali czadu cały czas, nie poddawali się, nawet jak ich drużyna sromotnie przegrywała przez trzy mecze. Mieli ze sobą bębny i nawet dyrygenta:) I nagle coś się stało takiego nieoczekiwanego, że w ostatnich dwóch minutach trzeciego meczu zawodnicy z Ostrowa  piorunem odrobili stratę i w czwartym zdobyli zwycięstwo. Naprawdę, należało im się, bo choć przez większość czasu przegrywali, to walczyli dzielnie, widać było wolę zwycięstwa i moc. I opłaciło się, umieli się zmobilizować i puchar pojechał do Ostrowa.  Zasłużyli na niego.
I taka ciekawostka. 3/5 zawodników obu polskich drużyn miało czarny kolor skóry:))
Darłam się na tych meczach jak głupia (i jak inni głupi:)), aż straciłam głos. I zgubiłam czapkę. No cóż, wiosna idzie, a i tak mam jeszcze ze cztery inne:)








Byłam też w filharmonii na bardzo przyjemnym koncercie karnawałowym. Zdjęcie sprzed wejścia muzyków na scenę, gdyż podczas nie wolno było fotografować. 


No i w teatrze byłam i mówię Wam, ten Artur Barciś to naprawdę jest genialny:) Płakałam ze śmiechu, kiedy kreował swoje komediowe postacie:) Bawiłam się świetnie na przedstawieniu, które miało 6 aktów w wykonaniu 5 aktorów, w tym Joanna Kurowska. Było śmiesznie, sprośnie i wesoło, ale z morałem i przesłaniem. Tu też zdjęcie jeszcze z pustawej sali, ale zapełniła się w całości tuż przed rozpoczęciem, co przełożyło się na kolejki do szatni po zakończonej sztuce:)


A ponieważ  mamy akurat ferie to była u mnie dwa dni najstarsza wnuczka i kleiłyśmy album. 250 zdjęć plus różne wyklejki, naklejki oraz inne ozdóbki. To już jej drugi album, poprzedni zapełnił się rok temu i tak to zeszło z klejeniem następnego:) Taki sam, ale jeszcze jednotomowy, że tak powiem, mam dla średniej wnuczki, dostanie go ode mnie jako niespodziankę. Obiecałam tez rodzicom najmłodszej, ze też jej zrobię.

No i tak mi leci czas, akurat jestem po pracy, słucham muzyki, ale zaraz wyjdę z psem, bo czekam na moje towarzystwo i jedziemy do kina.

Wszystkiego dobrego wszystkim, jutro Was poodwiedzam, obiecuję:)

sobota, 5 lutego 2022

Powrót energii

Rano szczygły ogłosiły, że idzie wiosna i rozpoczęły głośne toki z  wielką mocą swoich szczyglich gardziołek. Poczułam zew. Obudziła się we mnie myśl, aby umyć okna.:) Przeszło mi, gdy spojrzałam na termometr. Zero. Zatem wróciłam pod kocyk. Chciałam dokończyć książkę, otrzymaną od Wydawnictwa Otwarte, które ... zamówiło u mnie recenzję:) Książka jest oczywiście o tematyce podróżniczej. Obawiałam się tego wyzwania.  Książka mi się jednak naprawdę bardzo podobała, więc będę mogła napisać recenzję pełną ochów i achów, a bałam się, że jak mi się nie spodoba, to co...? Napisać, że słaba czy kłamać? Na szczęście ominął mnie ten dylemat. Książkę skończyłam, porobiłam notatki, jutro lub w poniedziałek napiszę recenzję. Książka zostanie wydana 20 lutego.

Potrzeba kupna pieczywa zaprowadziła mnie dzisiaj do marketu. A tam... armagedon! Kolejki przez cały sklep, ludzie z pełnymi wózkami, niektórzy ciągną dwa, wypełnione po brzegi wszelkim dobrem spożywczym. Od razu zrobiłam rachunek sumienia, czy nie ma jakiego święta. Boże Narodzenie już było, na Wielkanoc za wcześnie, wypłaty przeważnie 10-go... może wojna ??? Podejrzenie uzasadnione, biorąc pod uwagę, co się dzieje za wschodnią granicą. W poniedziałek lecę zrobić paszport i chyba zamiast inwestować w obligacje skarbowe, zacznę kupować dolary. I to wcale nie jest śmieszne. Widziałam na naszej drodze krajowej kilka dni temu kawalkadę pojazdów i sprzętu wojskowego, polskiego oczywiście, i aż słabo mi się zrobiło ze strachu, a bojaźliwa przecież nie jestem. Ale te koszyki w sklepie to były z chipsami, piwem, owocami, różnymi specjałami, nie wyglądały na zapasy wojenne:) Czasy teraz takie, że nieżyjący już pan Adolf Kudliński miałby używanie, a jego YouTube grzałby się dzień i noc. Niech spoczywa w spokoju.  A tak przy okazji, ciekawe co zrobią z jego magazynami żywności, tymi jawnymi i tymi ukrytymi. Może już zlikwidowane ? W końcu minęło 1,5 roku... a on tam miał 25-letnie konserwy:)

Po zakupach wyjrzało słońce, więc naruszywszy mój żelazny zapas he he:) jarskiego bigosu i skonsumowawszy go, ubrałam się i psa i poszłyśmy. No, i jak można było się spodziewać, za pięć minut słońce schowało się i zrobiło się tak:



Oczywiście śnieg poleżał pół godziny i stopniał. Poszłyśmy zrobić znaną już nam pętlę o długości 9,8 km.













Wróciłyśmy przy wczesnym księżycu, a teraz wieczorem jest milion gwiazd! Pięknie i powietrze takie świeże, lekko mroźne.

Tymczasem buszuję po necie, gdyż wybieramy się z koleżankami nad morze w czerwcu, we cztery. Najpierw jedna miała szukać noclegu w Kołobrzegu, ale podobno tam strasznie drogo, więc poddała się i na mnie spadło zadanie poszukać czegoś na Helu, ewentualnie Chłapowo, Władysławowo, Jastrzębia Góra. Te miejscówki to mój pomysł, bo bliżej, co ma znaczenie, gdyż jedna z koleżanek cierpi na kręgosłup i bóle kolan. Każda dodatkowa godzina jazdy to męka, dla niej i dla reszty, bez względu na to, czy pojedziemy pociągiem czy autem. A jak autem, to moim. A tak w ogóle to mi teraz chodzi po głowie myśl, żeby pojechać do Jantaru, to jeszcze bliżej, no i do Gdańska byśmy skoczyły. Dwie pieczenie na jednym ogniu:) Poszukam czegoś fajnego i omówimy na tygodniu.

Byłam niedawno na koncercie tenorów. Wybitnie wyróżniał się głosem jak dzwon pan Mirosław Niewiadomski. Można sobie znaleźć na YT.  To ten po prawej, oj jest na czym oko zawiesić:) No powiem Wam, że taki od niego bije magnetyzm i seksapil, że kobitki mdleją:) 


Mojej osobie towarzyszącej tak się koncert spodobał, że 8 marca idziemy jeszcze raz, tym razem na Koncert 10 Tenorów:) Artystów trzy razy więcej, czas koncertu dwa razy dłuższy, ale i cena dwa razy większa:) Na kulturze i sztuce jednak podobno nie warto oszczędzać:) I zaopatrzona już jestem w bilety na dwa spektakle teatralne, raz w lutym, drugi raz 2 marca, kciuki trzeba trzymać, bo to styczniowe przedstawienie odwołali, podobno z powodu niejasnych zasad covidowych, aby je ziemia pochłonęła. Na koncercie natomiast nikt nas o nic nie pytał i niczego nie sprawdzał oprócz biletów. I do kina na najnowszy film Almodovara się wybieram.
A jutro na targi kwiatów, znów jakiegoś sukulenta przygarnę:), a potem wybieramy się zwiedzić pewną wystawę i o 17.00 czeka nas koncert w filharmonii. 

I chciałam zapytać Panie w wieku 60+, czy korzystacie z Karty Seniora. Czy się Wam do czegoś przydaje ? Bo wystąpiłam o jej wydanie u nas w Urzędzie i zastanawiam się, czy na czymś z nią oszczędzę:)


Odżyłam, widać koniec zimy naprawdę bliski, czego sobie i Wam wszystkim życzę:) Ruszajcie się z domu, kultura i przyroda czeka na nas. Niczego się nie bójcie, tak jak i odwaga, tak i strach jest w nas z naszego pozwolenia, sami go tam wpuszczamy i sami możemy wygonić. Jak to przeczytałam na blogu Matyldy: Strach stanął u drzwi i zapukał - otworzyła Odwaga i za drzwiami już nikt nie stał. Zapukajcie do drzwi Odwagi:)
Pozdrawiam