środa, 26 kwietnia 2023

Jak się żyje po.

Kupiłam pół szafy za nagrodę od prezesa. Drugie pół kupiłam za swoje:)) Ale model to taki wybrałam, że będę ją miała za miesiąc, bo jej jeszcze nawet nie zaczęli produkować. Trudno. Tyle, że za miesiąc to ja będę 2500 km stąd, więc szafa będzie pewnie jeszcze później. Ale jednak na wypadek jakby przywieźli ją wcześniej, zaczęłam rozkładać starą szafę i stare półki na książki (nowe tez zamówiłam) oraz stare biurko, co robiło za toaletkę. Trochę mi go szkoda, bo jest takie ślicznie błękitne, ale jest także bardzo zniszczone. No, to sobie wyobrażacie, jak teraz może wyglądać moja sypialnia zwana buduarem, skoro wszystko jest w pudełkach. A jeszcze przede mną zrywanie podłogi. Już jutro.

Tymczasem leje deszcz.




W jedyny słoneczny dzień w tym tygodniu, czyli w poniedziałek, zrobiliśmy psu wybieg. Jest ogrodzenie, jest podest, nie ma budy. Nie będzie co prawda tam mieszkała, to wybieg spacerowy, ale jakby tak w czasie mojej nieobecności w domu spadł deszcz, to psina musi się gdzieś schować. Rozważam samodzielne zbudowanie psiej altanki czyli letniej budy:) 

Poczekam jednak, aż będzie cieplej, bo ziąb taki, że wychodząc dziś z  domu założyłam długi płaszcz jesienno-zimowy, czapkę i rękawiczki. A wychodziłam na pogrzeb. Mam takiego kuzyna, to wnuk starszej siostry przyrodniej mojego ojca. Ten wnuk jest w moim wieku, choć dzieli nas jedno pokolenie. I on ma dzieci. I to był pogrzeb jego 26-letniego syna. Zmarł na depresję. Śmierć przyszła z jego własnej ręki, jak się zapewne domyślacie. Piękny, utalentowany chłopak, reprezentant Polski we wspinaczce skałkowej na zawodach międzynarodowych. Brał udział w Pucharze Świata. Na pozór zdrowy, bo depresji przecież często nie widać, ale leczył się na nią. Podobno nikt z bliskich niczego takiego z jego strony się nie spodziewał, nie było bezpośrednich sygnałów, że chce się zabić, a jednak... skontaktował się z zakonnikiem, swoim dawnym katechetą z liceum, jemu jednemu się zwierzył, ale na pomoc było już za późno. Patrzyłam na zrozpaczonego ojca,  na płaczącą matkę i nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie, jak można żyć po śmierci dziecka ? Na pewno można. Wielu żyje. Jest tak dużo rodziców tracących dzieci. Jednak moim zdaniem,  to jest niewyobrażalna rozpacz, która stawia człowieka na granicy wytrzymałości psychicznej. Czy w ogóle można się z tym pogodzić, zaakceptować wybór swojego dziecka  ? Oczywiście to pytanie retoryczne. Jedni się z faktem godzą, inni nie. Do której grupy należałabym ja, gdyby mnie kiedykolwiek spotkało takie nieszczęście ? Na pewno do tych niepogodzonych z sytuacją, szukających do końca życia odpowiedzi na pytanie: dlaczego ? Dzieci nie powinny umierać przed rodzicami. Gdy my się starzejemy, one powoli przyzwyczajają się do myśli o naszym odejściu. Natomiast nie sądzę, abym kiedykolwiek mogła przygotować się na odejście dziecka lub wnuka, przenigdy. Jestem przywiązana do życia. Trwanie w stanie powolnego umierania mnie przeraża. Psychologowie mówią, że do śmierci, zarówno swojej jak i bliskich, trzeba się przygotować.  Czy udział w specjalnych sesjach tanatoterapii rzeczywiście sprawiłby, że zaprzyjaźniłabym się śmiercią ? Tak, na oswajaniu się ze śmiercią teraz się także zarabia. Nie chciałabym takiej wyuczonej odporności na śmierć własną lub bliskich. Mój strach przed umieraniem ratuje mi życie. Nie zachowuję się ryzykownie. Dbam o swoje ciało i psyche. Staram się dobrze odżywiać. Dbam o kondycję fizyczną. Wolniej jeżdżę autem. Nie wchodzę do kąpieli w jeziorach, rzekach, morzach. Nie chcę umierać z byle powodu. Chcę żyć. A jak moje serce kiedyś powie "mam dość, wyłączam silnik," to ma stanąć natychmiast:) Słyszysz mnie, ty mięśniu jeden :)?

21 komentarzy:

  1. Abstrahując od śmierci dziecka, bo nie mam, wnuków tym bardziej. Można żyć bez strachu przed śmiercią, a jednocześnie dbać o życie. Nie przeszłam żadnych tanatoterapii, a nie mam w sobie tego lęku. Przy tym zdrowo się odżywiam, o ciało ogólnie dbam, jeżdżę ostrożnie, ryzykantką nie jestem.
    W deszczu te kwiaty pięknie wyglądają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boję się umierania, sama śmierć to moment, jestem - i już mnie nie ma. Najgorsze jest umieranie, często długie i dotkliwe.

      Usuń
  2. Wszelkie remonty mogą przyprawić o ból głowy lub chandrę, dlatego odkładam, bo tez musiałabym odświeżyć sypialnię, ale te wszystkie graty, książki...
    Znałam panią, której córka popełniła samobójstwo, osierociła dwoje dzieci, a pozornie niczego jej w życiu nie brakowało, w tamtych czasach tez nikt nie mówił o depresji, do psychiatry wstyd było chodzić.
    Ze śmiercią nie można chyba się oswoić, w teorii może, ale gdy umiera ktoś bliski, wszelkie teorie biorą w łeb.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ja póki co przy remoncie robię wszystko sama, powolutku, ale paznokcie zmarnowane i ręce bolą:)
      Uważam tak jak Ty, nie można tak "na sucho" przygotować się na śmierć, życie to potem weryfikuje.

      Usuń
  3. Życie jest tak płoche czasami... I tez chcę żyć. Nie wiem jeszcze tylko, czy za każdą cenę w podeszłej starości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za każdą cenę nie. Nie chciałabym żyć nie mając możliwości decydować o sobie lub być przykuta do łóżka.

      Usuń
  4. Ufff... remont... Mnie też to czeka, ale odwlekam i odwlekam, bo u mnie w planie chyba najgorsze pomieszczenia do remontowania z możliwych, a mianowicie łazienka, korytarz i częściowo kuchnia. Ale cóż, trzeba będzie się z tym w końcu zmierzyć ;)
    Zaciekawiłaś mnie tym błękitnym biureczkiem, może uda się je uratować? :D
    Co do śmierci, ostatnio bardzo dużo czytam na jej temat, próbuję zrozumieć, oswoić... Przed dwoma laty odeszła moja mama i od tego czasu powoli odchodzi tata... serce boli, łzy się cisną. Wiele się dowiedziałam, w wiele wierzę i mam nadzieję, jednak odejście ukochanej osoby nigdy nie będzie łatwe, mimo wiary, że za jakiś czas się spotkamy :/ Pozostaje ogromna pustka i tęsknota.
    Niedawno w mojej dalekiej rodzinie odeszła młoda kobieta, w podobny sposób jak Twój kuzyn, osierociła trójkę małych dzieci...
    Pozdrawiam serdecznie, Agness <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie łazienka po poprzednich właścicielach:) Nie podoba mi się, bo jest w brązach i pomarańczach, a fe! Ale wolę ją taką niż rozgrzebaną w trakcie remontu:)
      Ja nie wierzę w spotkania po śmierci, więc najdotkliwsza jest pustka po zmarłej osobie. A dla tej umierającej najgorszy jest chyba czas życia ze świadomością, że to już koniec. Dlatego wolałabym nie wiedzieć, kiedy odejdę, nie czekać na ten moment i nie przeżywać.

      Usuń
  5. Żal tak wielki, że słów brakuje. Nie pomoże nic, nawet, że sam wybrał drogę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla najbliższych zazwyczaj to niezrozumiała decyzja...

      Usuń
  6. Kocham remonty! Naprawdę ! Spróbuj może ożywić to biureczko ; ma przecież swoją historię i charakterek. A w sprawie odchodzenia... cóż swojego czasu straciliśmy wnuczka , 8 maja tego roku świętował by swoją osiemnastkę . Tego nie da się oswoić. Pozdrawiam serdecznie i bardzo Ci współczuję z powodu śmierci Kuzyna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biureczko, a raczej spore biurko ożywiałam już 4 lata temu, malując je na błękitny kolor. Niestety, podczas zalania sypialni w zimie napiło się wody i spuchły mu boczki:) No i drzwiczki już odpadały, więc z żalem, ale pozbyłam się go. Jednak przeżyje swoje drugie życie, ponieważ częściowo zostanie wykorzystane do budowy psiej altanki:)
      Rodzice i dziadkowie nie powinni grzebać swoich dzieci i wnuków, to niezgodne z naturą, dlatego nie da się z tym pogodzić na żadnym etapie...

      Usuń
  7. Depresja to podstępna choroba i trudna do wyleczenia.... Bardzo współczuję rodzicom... To musi być ból niewyobrażalny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele osób żyje z nierozpoznaną depresją, męczą się oni sami i ich rodziny. Wiele osób ma ją rozpoznaną i ukrywa, bo to wstyd. A tacy co nie chorują, szafują często tym słowem dla zyskania uwagi. Jest też często mylona z innymi chorobami, nawet lekarze się mylą. A chory cierpi.

      Usuń
  8. Zauważyłam, że w ostatnim czasie depresja zbiera coraz większe żniwo. Remonty bywają męczące, ale bywa że ich efekt przekracza najśmielsze oczekiwania. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taki remont kosmetyczny, malowanie, tapetowanie, wymiana podłogi, nowa szafa i regały na książki, tylko tyle:) Ale, ale... rodzą mi się w głowie nowe pomysły i to jest najgorsze, bo odsuwam w ten sposób koniec prac:)

      Usuń
  9. Staram się oswajać ze śmiercią, ale czy w ostatniej chwili nie spanikuję?- nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy z nas jest w pewnym sensie przygotowany na koniec życia na ziemskim padole, ale nie wierzę, że można odejść w 100% pogodzonym z tym faktem.

      Usuń
    2. Chyba tak. Chojrakuje się, gdy człowiek jeszcze względnie dobrze się czuje. Pewnie im dalej, tym gorzej, ale to dopiero do sprawdzenia...

      Usuń
  10. Tyle razy wracałam już "z tamtej strony", że nauczyłam się nie planować "sześćdziesiątki", "siedemdziesiątki"... Liczy się tu i teraz...Pływam w dzikich jeziorach...Wspinam się na skały...Bywa, że zaszaleję na jakieś sporty ekstremalne...Kiedy jeśli nie dzisiaj ?? ;o)
    Mam w otoczeniu kilka Rodzin, które straciły Dzieci przez depresję, każdy radzi sobie inaczej...Jedni żyją, drudzy udają że żyją, inni wegetują...
    Remontuj i mebluj !! Starość Ci nie grozi...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czekam na bezpiecznej kanapie aż przyjdzie po mnie kostucha:) Wręcz przeciwnie, mam jeszcze bardzo wiele do zrobienia w swoim życiu, choć do morza jednak nie wlezę głębiej niż po kolana i przez autostrady przebiegać nie będę:) Ale jak sobie przypomnę, jak łaziłam po skałach podczas odpływu nad greckim morzem w nadziei, że może zdążę zanim poziom morza się podniesie, to teraz jeży mi się włos na głowie:) Ja nie umiem pływać:)

      Usuń