wtorek, 27 grudnia 2022

Troska czy chamstwo

Odpoczywam po świętach. Nie, żebym się skarżyła, bo sama tak chciałam, ale zmęczyły mnie. Kulinarnie przygotowywałam się już od pewnego czasu, więc pod tym względem w święta weszłam niejako z marszu  (no, i oczywiście wszystkiego było za dużo!), ale wyjątkowo wszystko mi się udało. Gości miałam całe trzy dni. Lubię wizyty tych gości, było przyjemnie i wesoło. Odjechali z pojemnikami pełnymi smakołyków, ale i tak zamrażarkę mam wypełnioną pozostałą żywnością, więc do sklepu przez co najmniej dwa tygodnie będę chodzić tylko po mleko:) Zmęczyła mnie obecność innych ludzi w domu. Zmęczyły się zwierzęta. Piesa wyprowadzana na krótko, bo w domu czekają goście, była dość zdezorientowana. U mnie zwierzęta nie wchodzą do salonu i sypialni, przy gościach wiele razy się przemknęły, a potem był hałas, bo kot wskoczył na kanapę, bo ktoś potknął się o psa...:) Przepędzanie biedaków, nie rozumiejących, dlaczego człowieki tam wchodzą, a one nie. Towarzystwo, jak i ja, mało religijne i katolickie tylko z urodzenia, ale jak powiedział jeden z gości "w tym terminie najlepiej się spotykać, bo wiadomo, że wszyscy mają wolne". Ja tam bym się z tym stwierdzeniem nie zgodziła, bo w wigilię z rana miałam dyżur, a mój syn pracował 25 grudnia, ale to wyjątki od reguły... Zatem, kiedy wczorajszego wieczoru zamknęłam drzwi za gośćmi, załadowałam ostatnią partię naczyń do zmywarki, wypełniłam pralkę obrusami, ręcznikami, ścierkami, zapuściłam "ufika" do odkurzania, to z ulgą zajęłam pozycję horyzontalną w kompletnej ciszy i delektowałam się samotnością. Dzisiaj nie robiłam nic oprócz wyspania się, wyjścia z psem na 9-kilometrowy spacer, oprócz kupienia przez internet biletów na kilka imprez odbywających się w I kwartale 2023 roku i obejrzenia kilku odcinków programu przyrodniczego w internecie. Totalny luz. Tak mi jest dobrze, że jednemu kotu pozwoliłam wylegiwać się w sypialni:)

Śnieg prawie całkiem stopniał, las do spacerów znów stał się dostępny, jednak jest w nim dużo połamanych drzew, które nie udźwignęły masy śniegowych czap sprzed kilku dni. Wszędzie błoto, ziemia bardzo rozmiękła, najlepiej chodzi się w kaloszach. Mój trawniczek, na którym stawiam auto jest nasiąknięty wodą, więc wjazdu samochodem tam nie ryzykuję, bo przed laty było już tak, że pod wpływem własnego ciężaru zapadł się do połowy kół. Dziś wreszcie pokazało się na chwilę słońce i czuć zapach wiosny, choć do końca zimy prawie trzy miesiące:) Co jednak szkodzi dać się oszukać zapachowi powietrza:) Od tego przybywa endorfin i człowiek lepiej się czuje. I dzień jest dłuższy, co prawda tylko o minutę, ale jednak dłuższy. Dla mnie to coś bardzo optymistycznego.


Jutro jest Dzień Pocałunku, więc jeśli nie jesteście akurat w  Japonii, Chinach czy Zjednoczonych Emiratach Arabskich, to całujcie się ze swoimi bliskimi, bo podobno podczas pocałunku spalamy od 3 do 12 kalorii na minutę, co po świątecznym obżarstwie może niektórych skutecznie zmotywować:) Najstarszy  czy może "najdłuższy" pocałunek świata liczy aż 6000 lat, W ruinach starożytnego perskiego miasta, znajdującego się na terenie dzisiejszego Iranu, znaleziono dwa szkielety ułożone w ten sposób, jakby dawały sobie pośmiertny pocałunek. Mężczyzna zginął prawdopodobnie od rany głowy, ale przyczyna śmierci kobiety pozostała nieznana. Pochowano ich wspólnie, bez trumny czy innych przedmiotów, tylko z glinianą tabliczką ułożoną pod głową kobiety. Starożytnych kochanków odkryli w 1972 roku archeolodzy z Penn State University i Pennsylvania Museum.

Jutro akurat z nikim się całować nie będę, ale to mi przypomniało świąteczne przypadkowe spotkanie z dalszym sąsiadem. Wyszłam z psem, idzie facet, mało go znam, ale "dzień dobry" sobie mówimy. I on po przywitaniu zagaił, że czemu tak sama chodzę, że przydałby mi się jakiś mężczyzna i czy nie czuję się samotna. Jestem uczulona na takie gadki, kierowane są pod moim adresem raz na parę miesięcy przez jakiegoś wiejskiego sąsiada (ciekawe, że nie pytają kobiety:), więc warknęłam złośliwie, że facet mi niepotrzebny, bo nie lubię być służącą. O ile to możliwe, to w ten sposób jeszcze bardziej zepsułam sobie opinię we wsi:) Nawet się nie zatrzymałam, żeby posłuchać odpowiedzi, o ile była.  Wtedy nie poświęciłam więcej uwagi tematowi, ale dziś tak sobie nic nie robiąc porozmyślałam o swojej koleżance, która czasem opowiada mi o swoich problemach niemałżeńskich (mieszkają wspólnie, ale ślubu nie było) i to spotkanie z sąsiadem przy okazji też mi się przypomniało. Muszę się mocno gryźć w język, aby co chwila nie pytać koleżanki, czy swojemu niemężowi już walizki za drzwi wystawiła. Wiem, że mu nie wystawi, chyba, że sam się wyprowadzi, bo jak twierdzi koleżanka, z jednej pensji sama jedna siebie i domu nie utrzyma, a na dokładkę w przyszłym roku wybiera się na emeryturę. Córka wyjechała kilkaset kilometrów dalej za mężem, rodziny żadnej w okolicy nie ma, ust do kogo nie miałaby otworzyć. On czasem jest do rany przyłóż, ale częściej nerwowy i rzuca mięsem (w przenośni i dosłownie obiadem do śmieci), raz ją hołubi, za dwa dni dręczy jakimiś głupstwami. A to mu jedzenie ugotowane przez nią nie smakuje (ale sam nie ugotuje), a to wini ją za to, że mu w pracy coś nie poszło po myśli albo, że akurat deszcz pada. Jak tylko ona gorzej się czuje albo nie ma humoru, on się obraża. Potem przynosi jej kwiaty i czekoladki. Ona przyjmuje. Ja wywaliłabym do śmieci. No i tak sobie żyją, jak każde małżeństwo. Nie śmiem pytać, czy jest tam uczucie, bo nie wyobrażam sobie, jak można kochać takiego wrednego człowieka, co nie ma do niej szacunku. Tylko, że ona, jak większość kobiet w podobnej sytuacji  nie widzi, że on tego szacunku nie ma. A ja?

A ja lubię spokój, lubię robić co sama chcę. Dzielenie życia z kimś będącym wciąż tak blisko, dla mnie byłoby bardzo uciążliwe. Nie potrzebuję innego człowieka do codziennej całodobowej interakcji. Nie wstawałabym rano, żeby robić komuś śniadanie. Szlag by mnie trafił, jakby ktoś przed 8 czy 9 rano hałasował mi po domu.  Jem co chcę i kiedy chcę, dopasowanie się z tym do kogoś innego sprawia mi dyskomfort. Poza tym gotowanie polubiłam dopiero wtedy, kiedy przestało być moim obowiązkiem. Lubię zajmować całe łóżko, mam duże małżeńskie i nie jest dla mnie zbyt wielkie, z drugą osobą byłoby mi ciasno. Chodzę po domu do bardzo późna, północ czy 1 w nocy to nie jest dla mnie zbyt późna pora na czytanie, słuchanie muzyki, jaka mnie się podoba czy oglądanie filmu, który sama wybrałam. Zmuszona kłaść się o 22.00, bo ktoś inny musi wypocząć, byłabym wściekła. Nie zniosłabym w domu włączonego telewizora bez względu na porę. Nerwowej alergii dostałabym, jakby ktoś coś ode mnie wciąż chciał i zadawał durne pytania typu: gdzie moje skarpetki, gdzie ręcznik, czy jest piwo, a za polecenie" podaj mi piwo" chyba bym zabiła:) Moje plany mogą wyglądać dokładnie tak, jak chcę i nie muszę iść na żadne kompromisy. Albo dla odmiany mogę iść na żywioł. Niektórym ciężko zrozumieć, że dla takich osób jak ja, tego rodzaju wolność jest bardzo ważna. Jestem zadowolona z życia w pojedynkę, od 40 roku życia związek nie jest dla mnie priorytetem (ba! jest nieważny!) - jest nim jakość mojego życia, ta niematerialna, bo na rzeczach materialnych mało mi zależy. Nie zmagam się z żadnymi problemami, nie mam kompleksów, ale wybieram po prostu inne życie niż małżeńskie. I nie muszę się z tego tłumaczyć durnemu sąsiadowi. Wolę odpowiadać jedynie za siebie, nie potrzebuję, aby ktoś za mnie decydował ani nie mam ochoty na podejmowanie decyzji wspólnie albo za kogoś. Nie jestem typowym introwertykiem, bo lubię ludzi, lubię się z nimi spotykać, wychodzić na koncerty, na imprezy kulturalne, jestem lojalna wobec znajomych i lubię okazywać im sympatię. Czasem nawet zapraszam do domu:) No właśnie, czasem. Bo dom jest dla mnie i tylko dla mnie. Dlatego nie ma w nim miejsca nawet dla jednego faceta, który potencjalnie mógłby się tu zagnieździć. Jego obecność byłaby dla mnie źródłem stresu i nerwów, skróciłaby na pewno moje życie o parę lat:) Z drugiej strony jako osoba z niektórymi cechami introwertyka kieruję swoje przeżycia „do wewnątrz” i ładuję się energetycznie przebywając w samotności, czy to w domu, czy np. na jakiejś wycieczce, które najlepiej udają  mi się w pojedynkę. Lubię spędzać czas w swoim własnym towarzystwie. Jestem bardziej skupiona na tym, co dzieje się wokół, rośnie mój poziom empatii i uważności. Przebywanie gdziekolwiek w pojedynkę, czy to w domu czy poza nim, pozwala mi się wyciszyć i odstresować. Obecność drugiej osoby nie zawsze jest mi do czegoś potrzebna, a czasem bywa wręcz zbędna i denerwująca.  Łazikując po lasach i polach czy na jakiejś krótszej lub dłuższej wycieczce mogę iść takim tempem, które mi odpowiada, a stając na rozwidleniu idę tą ścieżką, którą chcę. Zdarza się, że idę tak długo, aż zabolą mnie nogi i nie robię tragedii z tego, że jeszcze przecież trzeba wrócić:) Nie  liczę też czasu. Czy z mężem/partnerem mogłabym sobie na to pozwolić ? Wątpię. Nawet do kina wolę iść sama, aby spokojnie oddać się przeżywaniu oglądanej na ekranie historii. Kiedy mam chęć na towarzystwo, znajduję je na czas  realizacji tej potrzeby. I to mi wystarcza. Całodobowe towarzystwo jakiegoś mężczyzny, nawet ukochanego, zamęczyłoby mnie i uczucie szybko by mi przeszło:) Już to trenowałam i wiem, znam siebie. Dlatego od pewnego czasu nie zajmuję sobie głowy i czasu myśleniem o jakimkolwiek związku. Nie miałabym z tego żadnej korzyści, a poświęcanie się dla dobra innej osoby w takim przypadku byłoby totalną głupotą. I czasem na czyjeś naiwne stwierdzenie, że na starość nie będzie mi kto miał podać przysłowiowej szklanki wody,  proszę o podanie  jednego tylko przykładu, kiedy stary mąż opiekuje się starą niedołężną żoną - tu temat się kończy, bo nikt nie zna takiego przypadku. To stare kobiety opiekują się niedołężnymi mężczyznami, poświęcając im te lata życia, które powinny spędzać w  spokoju i bez fizycznego wysiłku.

No, to się rozgadałam:) Wiem, że większość z czytających żyje w parze i pewnie się ze mną nie zgodzi, chwaląc sobie życie małżeńskie będąc przekonanym o jego wyższości. Nie zamierzam jednak nikogo przekonywać do swoich racji. Każdy ma swoje zdanie i niech każdy z nimi zostanie, choć chętnie się z nim zapoznam:) Warto czasami jednak zastanowić się, czy pytanie kogoś: dlaczego jesteś sam/sama ? lub: czy nie czujesz się samotna/samotny ? jest naprawdę troską, a nie chamstwem. Nie wszyscy są "zrobieni" wg jednej sztancy:)

28 komentarzy:

  1. zgadzam się z Tobą powiedzmy w 90 procentach, uwielbiam swoje własne towarzystwo, lubię sama chodzić do kina, lubię sama posiedzieć w kawiarni, lubię sama zwiedzać i spacerować, wtedy mogę cała sobą chłonąć to co mnie interesuje, fakt, że jeżdżę na wyprawy w towarzystwie, ale często każda z nas idzie sama tam. gdzie chce , poza tym wyjątkowo podzielamy podobne zainteresowania więc, w zasadzie żadna się nie poświęca dla drugiej...lubię od czasu do czasu przyjmować w domu gości ale lubię też potem poczuć się w nim sama...co do mężczyzn w domu..hmmm..mam go ale on jest absolutnie samodzielny i nie potrzebuje moich usług...znam dwóch mężczyzn, którzy potrafią obslużyć swoje kobiety, są to moi bracia...stad zgadzam się z Toba w 90 procentach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, bo ważne jest to jak kto czuje. Jeśli spotkałaś kogoś z kim dzielisz, tak to jest dobre słowo, dzielisz życie to okej. Ale znam małżeństwa, które są ze sobą, ale nie dzielą życia, dzielą wspólny dom i pieniądze i obsługują się wzajemnie: ona jemu upierze, on jej wbije gwóźdź w ścianę kiedy ona go poprosi, bo sam się nie domyśli. Ja należę do takich osób, którym wystarczy dzielić uczucie, zainteresowania i trochę czasu. Wykopałabym za drzwi nawet bez walizki mężczyznę który traktowałby mnie jak pomoc domową i nie darzył szacunkiem. Życie mogłabym dzielić, a nawet dzieliłam, z kimś z kim nie dzieliłam domu ani pieniędzy. Nie jestem osobą która czerpie przyjemność z obsługiwania swojego partnera. Nie potrzebuję też, aby on obsługiwał mnie. Jeżeli jesteś z mężczyzną, który jest samoobsługowy, że tak powiem i łączy was uczucie oraz Dom, to jest to super świetna relacja;) jednak chyba jesteś w mniejszości bo wiele kobiet twierdzi, że nie są zależne od swojego partnera, ale to pozory. Zauważyłam że w młodszych pokoleniach jest już inaczej. Mój nieżyjący brat był człowiekiem, który opiekował się swoją żoną - pozornie to bardzo dobra cecha, ale nie uważam, żeby było to dobre. Teraz kiedy nie żyje, moja bratowa została sama i w wielu sprawach jest jak ubezwłasnowolniona. Jednak tak naprawdę nie o to mi chodziło. Chodziło mi o to, że są tacy, którzy nawet wykorzystywani w małżeństwie czują się w nim dobrze, są tacy którzy darzą się w małżeństwie szacunkiem i są tacy którzy chcą być sami i każdą tę postawę należy szanować

      Usuń
    2. to bardzo skomplikowane sprawy, mogłabym dużo o tym ale nie publicznie...ale myślę, że jesteś w bardzo, wg mnie, szczęśliwej sytuacji i w takiej i ja czulabym się bardzo dobrze.

      Usuń
  2. Bo miedzy byciem samą a byciem samotną jest wlasnie różnica. Ty jesteś "sama", ale nie samotna. A w wielu związkach jest tak, że nie jest się "samym", a jednak samotnym.
    Ale to nic nowego, co ci opowiadam, sama przecież to wiesz od dawna.
    Ale z pewnością znajdzie się ktoś, co ci taką specyficzną łatkę przyszyje.
    Samą nie nudzę się w życiu, ale twoją umiejętność spędzenia czasu podziwiam od dawna i nie ustanę 🙃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och Lucy, a ja podziwiam Ciebie, że tak ładnie i zgrabnie weszłaś ze stanu wolnego w małżeński i że jesteście taką fajną parą!:) No nie zapomnę, jak te buty na obcasie szykowałaś i tak mnie tknęło, że jakiś mężczyzna się pojawił:) I takie odważne decyzje podjęliście razem, także te mieszkaniowe i z każdym Twoim wpisem mój podziw i szacunek do Was rósł i nadal rośnie:) Bo to były bardzo mądre decyzje i podjęte w pięknym stylu, nie tak jak u tej mojej koleżanki, że on remontuje u niej łazienkę, a potem żąda za to od niej współwłasności domu, eh! U Was widzę, że oprócz uczucia, które zaprowadziło Was do urzędu stanu cywilnego, jest jeszcze przyjaźń i to gwarantuje dobry związek, bo wg mojego przekonania, bez przyjaźni mnie ma dobrego małżeństwa.

      Usuń
  3. To kwestia wyboru . Mnie tam z małżonkiem dobrze , jemu ze mną też , mamy każde swoją pasję , ale i wspólną też . Tym co nazywasz obsługą specjalnie się nie przejmuję i mało na to zwracam uwagi - tu znów kwestia priorytetów i organizacji ale to wynika z naszej pracy. Trzeba to czy tamto zrobić to robimy - nie ważne kto i kiedy. A do większego towarzystwa też nie tęsknię i dobrze mi w domu , w którym nie ma tłoku. Myślę, że istotne jest , żeby każdy urządzał sobie życie tak jak lubi i nie uszczęśliwiał na siłę innych , tylko uszanował ich wybór.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Jest wspólna praca, wspólne obowiązki, wspólny Dom, wspólne życie, w którym jakiś podział zadań musi być, ale póki żadna strona nie czuje się wykorzystywana, to nie ma co szukać sztucznego problemu. Jest szacunek, jest uczucie - jest baza pod dobre wspólne życie. I przede wszystkim: była i jest w Was potrzeba i akceptacja wspólnego życia.
      Mnie szokuje, że kogoś w ogóle interesuje, czy mam męża czy nie. Jakim prawem ktoś obcy sugeruje mi przygarnięcie jakiegoś mężczyzny, tak jakby mi czegoś brakowało i on mi to da. Niby co ? To ja nawet swojej przyjaciółce oszczędzam rad, bo to jej życie, ona inaczej czuje, a obcy człowiek mi tu wychodzi z takimi sugestiami...
      Taka sytuacja, z życia wzięta: w markecie małżeństwo robi zakupy, on ją co chwilę poucza, co ona weźmie to koszyka, on uważa za niedobre, odkłada i sam wybiera, nie szczędząc jej krytyki wypowiadanej niewybrednymi słowami i takimże tonem. I wyobraźmy sobie, że ja podchodzę i mówię do niej: kobieto, rzuć tego faceta, po co ci w domu taki maruda, brzydal z brzuchem, wywal go z domu, samej ci będzie lepiej. Chyba by mnie uznali za wariatkę. A facet może podejść do kobiety i powiedzieć, żeby sobie znalazła faceta, jakby była jakaś niepełnowartościowa i może jeszcze trzeba mu być wdzięcznym za troskę??? I nikt nie nazwie go wariatem! A przecież to nie tylko wariat, to idiota. I może nawet jakaś kobieta ma go w domu:) Okropność:))

      Usuń
    2. Ja bym takiemu wypaliła prosto w oczy ,że wariat , ale taki mam wredny charakter , że czasem się nie liczę ze słowami. Mój małżonek twierdzi, że to natura wojownika i gdyby mnie ktoś atakował to bym pogoniła nawet mokrą ścierką .

      Usuń
  4. Święta są piękne ale też I męczące....
    A bycie samym ale nie samotnym może mieć w sobie więcej uroku niż bycie w byle jakim związku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie mamy jedno, trzeba je przeżyć zgodnie ze swoją ideą. Żaden dzień się nie powtórzy... Nie ma co tracić czasu na powielanie stereotypów, bo "co ludzie powiedzą". I tak: uważam, że moje życie bez związku z mężczyzną ma o wiele większą wartość niż wtedy, gdy bylam w związkach. Tak już mam. Inni mają inaczej.

      Usuń
  5. To kwestia wyboru, doboru, okoliczności, przypadku, a przede wszystkim emocji, które są między partnerami/małżonkami. Jeśli jest to "coś" co jest bardzo ważne, to raczej sukces gwarantowany...
    Jeśli tego nie ma, to ja bym się nie męczyła w byle jakim związku....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To także kwestia osobowości. Miłość mojego życia przeżyłam z mężczyzną, z którym nie mieszkałam. Byliśmy ze sobą prawie 8 lat, a rozstaliśmy się tylko dlatego, że był dużo młodszy i na innym etapie życiowym, więc zaczęły nam się rozjeżdżać oczekiwania. Mimo, że od tamtej pory ma już drugą żonę, to nadal jesteśmy w kontakcie i nie jest to znajomość zdawkowa. Ale nigdy mnie nie ciągnęło do wspólnego zamieszkania:) Lubię mieć swoją przestrzeń życiową tylko dla siebie, co nie znaczy, że odmawiam innym prawa do życia, jakie chcą:)

      Usuń
  6. Lubimy widywać się z rodziną, ale nie tak często i na krótko, tak każdemu pasuje, a w pewnym wieku mamy swoje przyzwyczajenia.
    Nie będę Cię do niczego przekonywać, bo niby dlaczego? każdy ma prawo żyć wedle własnego scenariusza.
    Mam znajomą, która poznała partnera w późnym wieku, ale nie mieszkają razem, wspólnie spędzają czas na spacerach, idą czasem do kina...
    My po ślubie już 38 lat, ale nikt nikogo nie ogranicza, wręcz przeciwnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Goście na krótko to najlepsze rozwiązanie, pójdą, zanim się mimi znudzimy:) Ja po takich wizytach jestem zmęczona, bo bardzo się spinam. Staram się, żeby wszystko było jak najlepiej, staram się we wszystkim dogodzić, odczytywać potrzeby zanim zostaną wyartykułowane.. To nie jest zgodne z moją naturą:)
      Gratuluję stażu małżeńskiego. W mojej rodzinie tylko ja się tak wyrodziłam, pozostali żyją w wieloletnich związkach i jest to godne podziwu:)

      Usuń
  7. No to ci podeślę...

    https://www.instagram.com/reel/CfWejtVoKFj/?igshid=YmMyMTA2M2Y=

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he...;) Przed świętami w mediach pojawiło się wiele artykułów i filmików o podobnym wydźwięku:)

      Usuń
  8. Najważniejsze to być w zgodzie z samym sobą i być szczęśliwym, czy samemu, czy z kimś, nieważne, ważne że nam tak dobrze i tego pragniemy od życia. A ludzie powinni trzymać się swoich spraw i nie wściubiać nosa w sprawy innych, niestety, czyjeś życie jest ciekawsze :/
    Pozdrawiam serdecznie, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobre podsumowanie. Wtrącanie uważam za usprawiedliwione tylko wtedy, gdy komuś dzieje się wyraźnie krzywda.

      Usuń
  9. Chwalę sobie życie w parze:-) w przyszłym roku minie 40 lat, jak jesteśmy w stanie małżeńskim i prawie wszędzie razem:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczere gratulacje, piękni z Was ludzie:) Wprost urodzeni do wspólnego życia. Ja jestem urodzona do życia w pojedynkę, ale szanuje zgodne pary, które się kochają i szanują, i przyjaźnią:) Życzę Wam kolejnych 40 lat w szczęściu i zdrowiu:)

      Usuń
  10. Witaj końcówką grudnia
    Najważniejsze to być w zgodzie z samą sobą m
    Dzisiaj życzę Ci, aby zostały z Tobą tylko te najlepsze wspomnienia z mijającego roku
    Pozdrawiam nadzieją na dobre dni w Nowym Roku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, wspominam tylko to co dobre. To co było... powiedzmy, mniej dobre i minęło, nie warte jest wspominania;)
      Tobie życzę szczęśliwego roku, pod każdym względem i i niech się spełnią twoje plany i marzenia.

      Usuń
  11. Już kilka lat wstecz dałam sobie spokój z tym rodzinnym spędem. Przynajmniej raz w każdym tygodniu przez cały rok ludzie mają wspólne wolne (akurat u mnie w rodzinie jest tylko jeden dyżurujący w czerwone dni), więc nie widzę problemu, by się spotkać o każdej innej porze. Akurat dla mnie 24 przeważnie jest najbardziej męczącym dniem (w sklepie), a Sylwester (po całotygodniowym remanencie), dniem odsypiania i odpoczywania, więc aktualnie też się byczę. Możliwe nawet, że usnę przez północą. I dobrze mi z tym. ;)

    Akurat tak się sprawy mają, że bardzo lubię ten szybko nadchodzący wieczór. Nigdy nie czułam niedoboru słońca, ogólnie czuję się w te miesiące bardzo dobrze i nie tęsknię do wiosny.

    Fakt faktem, próbując mieszkać na wynajmie sama, po kilku miesiącach wiązania ledwo końca z końcem, zrezygnowałam. Ale gdybym miała coś własnego, nie widzę problemu mieszkać samotnie i prędko bym chama wyrzuciła. I przyznam się, że przez lata bycia singlem, nigdy ani razu nie poczułam samotności. Byłam szczęśliwa, podróżowałam, pracowałam, spełniałam się w życiu.
    Małżeństwo ogromnie wiele zmienia, ale jeśli facet jest idiotą i do tego liczy na obsługę, nie ma czego pod moim dachem szukać.
    Oczekiwałam w małżeństwie partnerstwa, wspólnych >hobby i osobnych hobby<. Tego, że jak jedno ma ochotę na coś, czego drugie nie chce, to wzajemnie się nie blokują. Dziś mąż był cały dzień na rybach, a ja oddawałam się relaksowi w ciszy. A jutro jedziemy na całodniowy trekking w ładnym miejscu.
    Dobre małżeństwo to takie, które prócz niewszczynania awantur i ogólnie pokojowego razem-bycia, rozumie, że składa się z dwóch odrębnych jednostek <– to bardzo ważne.

    Mój mąż to pierwsza (i prawdopodobnie JEDYNA NA ZIEMI) osoba ludzka, która na dłuższą metę przebywania ze sobą non stop, nie denerwuje mnie, co uznałam za oficjalny i potwierdzony cud boski.

    Jezus, nie robię mężowi śniadania, ani nie szykuję mu kanapek do pracy! Ma obie ręce przecież! Ale tak, wiem, że jest wiele takich małżeństw jak opisujesz.

    A łóżko mamy na tyle wielkie, że możemy się w nim nie stykać i nie zauważać. To było dla mnie ważne, bo lubię spać sama.

    Gotować nienawidzę. Robimy to wymiennie, zależnie od grafiku pracy. Na szczęście mąż gotuje naprawdę dobrze i dopieszcza moje kubki smakowe.

    Nie mamy telewizora. :D

    Najczęściej to ja wołam "podaj mi piwo". ;D ;D ;D

    Czuję się wolna i nie mam kompleksów. Jest super. :D

    "Jestem bardziej skupiona na tym, co dzieje się wokół, rośnie mój poziom empatii i uważności." – to fakt, to rzeczywiście działa za każdym razem, gdy jestem sama. Np. kiedy jadę podróżować samodzielnie.

    "Przebywanie gdziekolwiek w pojedynkę, czy to w domu czy poza nim, pozwala mi się wyciszyć i odstresować." – tylko i wyłącznie. Mój mąż jest tego samego zdania i szanuje tę potrzebę. Tak samo w drugą stronę. Dlatego często wybywamy gdzieś osobno, bo gdzie najlepiej odpoczywać jak nie w kniejach. Lubię ludzi - jednakże - muszę czasem od nich odpoczywać. Absolutnie sama.

    A gdy jedziemy sami, mamy to samo tempo chodu. Nie spoglądamy w ogóle na czas, nie nosimy zegarków, wracamy późno. Tak, to się da.

    Wiem jedno, spośród wielu związków ten jeden mi się udał, bo przeżyłam w młodości kilka bardzo toksycznych relacji i jak mi ten chłop zemrze, nie planuję szukać znowu. Bo bycie singlem ma ogromnie wiele wartości, tutaj Ci nie zaprzeczę. Jedynie mogę powiedzieć, że tak - da się znaleźć naprawdę dobrego kompana życia - oraz tak - można być naprawdę szczęśliwym w pojedynkę. A dlaczego mówię, że w razie co, nie szukałabym nowego męża? Może przez doświadczenie. Trudno mi uwierzyć, by dwa razy się udało kogoś normalnego spotkać. Dlatego jestem ostatnią osobą, która miałaby Ci pisać, że we dwoje lepiej.
    Póki co, jest mi dobrze, a starość nadal przede mną. Co do szklanki wody, gdybym została sama, staram się już dziś żyć tak, bym była w stanie sama ja sobie przynieść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Aniu za komentarz. Obie w różnych sytuacjach, mamy jednak wiele wspólnego. Nie jestem wrogiem małżeństwa, jednak moim zdaniem nie jest to impreza dla każdego. Są tacy, jak moja przyjaciółka, która MUSI mieć obok siebie faceta, nawet byle jakiego, bo inaczej nie żyje; są tacy jak Ty, którzy czują się dobrze w obu rolach; i są tacy jak ja, którym zdecydowanie lepiej samemu, co nie wyklucza posiadania kogoś bliskiego i darzenia go uczuciem - ale na odległość:)

      Usuń
  12. Wyraźnie wkurzył Cię ten facet i się nie dziwię. "Będąc młodą rozwódką" (dawno temu) stwierdziłam, że im większa pokraka (fizyczna i umysłowa) to ma o sobie większe mniemanie. A szczyt, właściwie "wysyp" takowych nastąpił na wieczorku tanecznym organizowanym przez biuro matrymonialne, na który się z koleżanką wybrałyśmy dla jaj i umierałyśmy ze śmiechu po pytaniach typu "czy pani tak samo dobrze gotuje zupę jak pani tańczy?"... My miałyśmy ubaw, może dlatego, że byłyśmy młode, ale mnóstwo starszych od nas kobiet patrzyło z nadzieją w myśl porzekadła " jaki taki jaki taki byle był". Myślę, że dopiero obecne młode pokolenie ma inny stosunek do życia w pojedynkę. Nawet mówi się singielka, singiel a nie stara panna czy stary kawaler. Rozgadałam się 😉 wystarczy. Duuużo dobrych dni 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdemu to co lubi:) Nie toleruję zaborczości, zazdrości, zmuszania mnie do czegoś, psychicznego nakłaniania do jakiejkolwiek formy podporządkowania się, o fizycznej nawet nie wspomnę. Nawet buty postawione w poprzek przedpokoju odczułabym jako zamach na swoją wolność:) Byłam w małżeństwie 20 lat i najlepsza moja decyzja dotycząca związku to rozwód:)
      W młodszym pokoleniu widzę wiele fajnych, dobrych małżeństw, widzę też osoby pojedyncze z różnych względów, choć zainteresowane życiem w parze. Na szczęście tacy jak ja są w mniejszości:)

      Usuń
  13. Każdemu wedle potrzeb...;o) My od 9-tego roku życia razem...Nasze mózgi już się chyba zrosły...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę liczyć ile lat jesteście razem, bo to nieładnie komuś wypominać wiek:) gratuluję!

      Usuń