poniedziałek, 24 października 2022

Nie da się usiedzieć w domu

Nie da się, normalnie się nie da. Z różnych powodów. 

W piątek pracowałam rano, co oznacza, że miałam wolne popołudnie, a to się rzadko zdarza, ponieważ zazwyczaj (z wyboru) pracuję właśnie po południu, jako, że rano wstawać nie lubię. Szczęśliwa, że przede mną długi 2,5 -dniowy weekend, zaczytałam się do późnej nocy, a właściwie do wczesnego rana, bo już 2.30 była. Czytałam "Cynkowych chłopców" Swietłany Aleksijewicz (I wydanie nosiło tytuł Ołowiane żołnierzyki)). Jest to autorka białoruska, pisząca po rosyjsku (jej ojciec był Rosjaninem, matka Ukrainką), laureatka nagrody Nobla. Lubię czytać noblistów, i w tym przypadku też się nie zawiodłam. Jeśli dodam, że jej książek nie wydaje się w Białorusi, to może niektórzy domyślą się, że jest opozycjonistką wobec reżimu niejakiego Łukaszenki. Jednakże dziwna to opozycyjność, bardzo dość łagodna i uważa się, że na pokaz dla krajów zachodnich, a w rzeczywistości Aleksiejewa pogardza swoim krajem i narodem uważając współziomków za wieśniaków i kołchoźników bez ambicji i rozumu, natomiast bardzo jej imponuje bogactwo rosyjskich oligarchów i trawi ją zazdrość, że wielikaja rossija pozwoliła się takowym wybić. W Polsce Aleksijewicz dostała literacką nagrodę Ryszarda Kapuścińskiego. Pisze książki m.in reportażowe na tematy społeczne i nie inaczej jest z "Cynkowymi chłopcami". Osoba pani pisarki jest kontrowersyjna nie tylko w swoim kraju. Z jednej strony twierdzi, że Białoruś powinna się przekształcić w wolny kraj pokojowo idąc drogą Polski i Litwy, ale nie uznaje prawa Białorusi do żadnej pomocy ze strony sąsiadów, z wyjątkiem Rosji. Uważa, że to właśnie Rosja powinna dopomóc Białorusi stać się państwem demokratycznym z zachowaniem cech swojej białoruskiej narodowości, tak jakby nie widziała tu sprzeczności: Rosja i demokracja ??  Łukaszenka chyba sądzi tak samo, jak noblistka, mając oczywiście na myśli demokrację w wydaniu rosyjskim. Pisarka Polskę podaje jako wzór do naśladowania dla Białorusi, a z drugiej strony na forum światowym oskarża nasz kraj o mordowanie Żydów do spółki z Niemcami w czasie II wojny.  Naraziła się także Ukraińcom wypowiadając się na temat ich prawa do Krymu w 2014 roku. 

"Cynkowi chłopcy" to książka opisująca ustami uczestników udział Rosji w wojnie w Afganistanie. Autorka przedstawiając prawdziwe historie kobiet i mężczyzn, oskarża Rosję o amoralny stosunek do wysłanych na interwencję 500 000 swoich obywateli, jak również do Afgańczyków, których zginęło kilkaset tysięcy na skutek tych "pokojowych działań".  W cynkowych trumnach wróciło 20 000 młodych radzieckich chłopców, często 18-letnich, Rosja zawsze lubiła wysyłać młodzików na wojnę, to samo robi teraz na Ukrainie. Drugie tyle nie wróciło w ogóle i nie wiadomo, co się z nimi stało. Ci, co wrócili, w większości byli okaleczeni, albo fizycznie - bez nóg, bez rąk, oślepli; albo psychicznie - z zadatkami na pensjonariuszy szpitali bez klamek lub oprawców, i faktycznie wielu z nich skończyło w więzieniach za zabójstwa, przemoc domową, za pobicia; albo zasilili struktury mafijne i przestępcze organizacje paramilitarne. Autorka dopuszcza do głosu matki i żony poległych, które straciły najbliższego mężczyznę, przez chwilę bohatera, a po 1989 roku - mordercę niewinnych afgańskich kobiet i dzieci. I tu widać tę rosyjską mentalność: te kobiety wierzą, że ich synowie walczyli o słuszną sprawę, o tzw. internacjonalizm, którym ruska władza na każdym kroku wycierała sobie gębę. One wierzyły, że tak trzeba było robić dla Matki Rosji i ku chwale Związku Radzieckiego. Podczas pracy nad książką autorka często słyszała, żeby pisać prawdę o tym, że ojczyzna wykorzystała tych młodych ludzi, że żyli w Afganistanie w urągających warunkach, że głodowali, nie mieli ubrań i broni, że byli wykorzystywani przez starszyznę wojskową, dręczeni i gwałceni (kobiety żołnierki i cywilne), że brakowało wody w 40-stopniowym upale, więc sprzedawali afgańskim "duchom" części umundurowania i naboje za manierkę wody, że na rozkaz i dla zabawy zabijali bez powodu dzieci, kobiety i staruszków, a po powrocie do bazy udawali się do afgańskich sklepów i za tzw. kupony (rodzaj żołdu) nabywali wódkę i narkotyki i używali ich do stanu nieprzytomności. Po powrocie, ci co przeżyli, spodziewali się uznania, mieszkań i solidnej zapłaty, a tu nic. Nikt ich nie hołubił, nieliczne poświęcone im pomniki z początku lat 80-tych młodzież oblewała czarną lub czerwoną farbę i pisała na nich  mordercy. No to skarżyli się pisarce i ona tę prawdę napisała. I wtedy zrobiło się straszno. Bo cały świat się dowiedział, co oni, pojedyncze jednostki, robiły na misji w Afganistanie.  Zdaniem weteranów to Rosja była winna ich losu, a świat obciążył odpowiedzialnością także każdego pojedynczego żołnierza. I zaczęły się pozwy sądowe wobec Aleksijewicz. Żaden z nich jednak nie został doprowadzony do końca, może interweniowała władza, aby nie wyszły podczas procesów jeszcze straszniejsze rzeczy ? To już był czas po pierestrojce.

Książkę czytałam z myślą, że w Rosji mimo upływu prawie 40 lat nadal jest tak samo, o czym świadczą doniesienia z czasu wojny na Ukrainie, i te medialne i te od youtuberów (polecam od czasu do czasu obejrzeć sobie kanał Saszy i Wiaczesława Zarutskiego, młodych Rosjan, którzy jeszcze przed wybuchem wojny zdążyli przyjechać do Polski. 

Książkę polecam bardzo, może niektórzy będą musieli ją sobie dawkować, bo jest mocna,  nawet jak ktoś nie przeczyta całej, to też warto. Chyba nie ma nic gorszego niż wojna.

W sobotni poranek, jeszcze przed siódmą, wyrwał mnie z krótkiego snu telefon od córki. Zapłakana, zrozpaczona... nad ranem za tęczowy most odszedł jeden z jej kotów, ten starszy. Chorował biedaczek przez rok. Stracił 50% na wadze, ale od czasu do czasu "podładowany" przez weterynarza, żył w nawet niezłym stanie i humorze, czyli - jak przez całe swoje życie - obrażał się o byle co, nie przepuścił żadnej pozostawionej na blacie szklance (uwielbiał zrzucać rzeczy na podłogę:), fukał i prychał, jak się go chciało trochę popieścić:) To taki kot, co chadzał własnymi drogami. W noc piątkowo-sobotnią zlazł z łóżka córki, gdzie sypiał, wcisnął się na półkę, gdzie lubił przesiadywał za dnia (miał tam swoją poduszeczkę) i odszedł. Co było robić. Wstałam i pojechałam. W tym czasie córka powiedziała wnuczce co się stało. Zabrałam do siebie obie zapłakane dziewczyny i kota w pudełku. Zakopały go osobiście pod świerkiem, podobno to nielegalne, ale przecież kot to nie krowa, wystarczył mu mały acz głęboki dołek. Wnuczka wyrównała, zasypała liśćmi, a potem widziałam, jak chodzi po ogrodzie i zbiera ostatnie kwiatki, których nie zwarzył mróz i zanosi kotu bukiecik. Kot był z nią od zawsze, więc ta strata bardzo ją musiała dotknąć. Napisała mi dziś rano smsa: "babciu, zostawiłam na biurku wczoraj szklankę i nikt jej w nocy nie zrzucił:(." To wyraz żalu po kotku, że jest inaczej, że coś się skończyło. W ciągu dwóch miesięcy straciła dwóch dziadków (ojca jej taty i mojego brata) i teraz na dokładkę kot, eh...




 Obrazki z psiego spaceru po okolicy

Sobotę spędziłyśmy razem. Pojechałyśmy do ogrodniczego sklepu i  posadziłam w ogródku hibiskusa. Wybrałam ten o pokroju drzewka, bo przed nim rosną hortensje. Biegam teraz po trzy razy na dzień czy wszystko z  nim w porządku:) Ot, głupota, bo dopiero na wiosnę okaże się, czy się przyjął. Przed wieczorem odwiozłam dziewczyny i pojechałam do syna, do mojego najmłodszego pana wnuczka:) Waży już 3 kg, podwoił wagę, ale to takie rozkoszne maleństwo:) Uwielbia, jak się go trzyma na rękach, więc go trzymałam ze trzy godziny:) A on spał, budził się, patrzył uważnie ciemnymi oczkami i znów zasypiał, jest rozkoszny:)


To nogi taty, ja swoje golę:) Dzień, który zaczął się tak smutno, skończył się znaaacznie lepiej.

Nie chciałam spędzać niedzieli w domu, szczególnie, że pogoda nie była zła - co prawda wilgotno, ale ciepło. Jeden dzień to za mało, aby się gdzieś rozpędzić, ale do Poleskiego Parku na szlak Spławy.... czemu nie ? Teraz ostrzegam: kocham mostki i kładki, więc będzie dużo:)

Przyjechałam do Starego Załucza. Nie wchodzę na szlak, tak jak wszyscy, w środku wsi, tylko koło restauracji i kapliczki naprzeciwko muzeum PPN, a więc trochę pod prąd:) Uważam, że tak jest lepiej i atrakcyjniej, można sobie dozować wrażenia, ponieważ na początku idzie się trochę leśną ścieżką w kierunku na Zawadówkę...


... potem koło wiaty wypoczynkowej...
(a jest ich w PPN mnóstwo, na tej trasie są dwie, przy każdej stoły i ławki,  miejsce na ognisko, DREWNO na ognisko, kijki do kiełbasy, kosz na odpadki, wszystko ładnie uporządkowane i czysto, co zawdzięcza się opiekunom z PPN , jak i turystom - mądrym, prawdziwym turystom. Przy drugiej wiacie jest WC skryte za drzewem,  osłonięte gustownym parawanem z gałęzi)

... no więc koło wiaty skręcam w lewo (Zawadówka na prawo) na kładki:) Co jakiś czas stoi tablica informująca o rodzaju drzewostanu lub rodzaju środowiska (a jest ono bagienne, tak, że z kładki schodzić się nie opłaca:)





Co chwila zatrzymuję się wypatrując łosia albo chociażby jakiejś interesującej roślinki:)  Pojawiają się brzeziniaki (las brzozowy), już jest mniej drzew o złotych liściach.






Po około 4 km docieram do jeziora Łukie.

 
Z tej strony jest pomost i szuwary, ale na drugim bardziej płaskim i dostępnym brzegu aż roi się od ptactwa, większość to łabędzie, wodą wyraźnie niesie się ich krzyk. Na pomoście obserwuję pewną parę w średnim wieku. Gdy zbliżałam się do jeziora, mijałam pana, który coś tam grzebie w telefonie. Na pomoście natomiast jest matka z córką i osobno kobieta. Chwilę stoję, słucham ptactwa, delektuję się przyrodą... przychodzi pan. Podchodzi do pani, pyta czy jej ciepło, ona potwierdza kiwnięciem głowy i milczy. On wyciąga termos, pyta, czy się się napije, ona odmawia i milczy. On coś jeszcze mówi, ona nie odpowiada. On stawia termos na deskach, nalewa sobie do kubka, wyciąga jakąś kanapkę. Gdy jest tak uziemiony, ona bez słowa odwraca się i odchodzi. On patrzy za nią w milczeniu. Poszłam i ja. Za jakiś czas odwracam się, idzie ten mężczyzna. Drażniło mnie tak iść między nimi, więc usiadłam na ławeczce, żeby mnie minął. Poszedł i tak sobie szli: ona z przodu, ona 50 metrów za nią. Chyba się z nim nie pogodzi:)

Po zejściu z pomostu (na polanie w pobliżu jest wiata do odpoczynku z ogniskiem i wc) zaczyna się znów las brzozowy i moim zdaniem, najładniejszy odcinek szlaku "Spławy". Kocham to miejsce:)!










Tu brzeziniaki się kończą, zaraz w ogóle skończą się drzewa i zacznie się teren typowo bagienny, o tej porze  pusty i suchy, za to wiosną i latem barwny i głośny od owadów i ptaków.


Po przejściu około 2 km od jeziora dochodzi się do wsi i do końca trasy, ale ja jeszcze wracam przez wieś do auta i oglądam stare chałupy adaptowane na domy letnie.






Szłam z aplikacją mierzącą długość trasy, przeszłam równo 8 km. Pewnie bym jeszcze zboczyła do Zawadówki obejrzeć wiatrak, ale wobec niepewnej prognozy pogody zostawiłam to sobie na inny raz. Wsiadałam do auta, kiedy zaczęło padać, więc skierowałam się do domu. Po przejechaniu połowy trasy okazało się, że im bliżej miejsca zamieszkania, tym robi się piękniejsze słoneczne popołudnie. Doskonała pogoda na późny obiad w ogrodzie z lodami na deser:)

A dzisiaj wieczorem nad łąkami snuły się malownicze mgły... dobranoc:)


30 komentarzy:

  1. tak..trudno usiedzieć w domu, jesień bardzo piękna a ja mam mocne wrażenie, że mi umyknie, więc staram się jak mogę by ją doświadczać póki trwa. bardzo zainteresowała mnie ta ścieżka w parku poleskim i jezioro Łukie i wioska Stare Załucze..zapisuję i następna wizyta u mojej koleżanki będzie miała w planach to miejsce.
    jak zwykle bardzo do mnie przemawiające kadry uchwyciłaś
    Wnuczek sympatyczny.
    Lubię czytać Twoje posty bo tyle się w nich dzieje....pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię kiedy coś się dzieje, ale wolę, aby to była aktywność przeze mnie zainicjowana, a nie narzucona:) Jest wówczas znacznie przyjemniej. Od wczoraj mamy jesień "listopadową", czyli płaczliwą deszczem, ale póki jest ciepło to nie narzekam.

      Usuń
  2. Wędrówki Tatiany. I nie tylko. Serdeczności.
    Na książkę mnie nie namówisz. Ja teraz czytam wyłącznie dla relaksu. Swoje o trudnych chwilach i wojnach już przeczytałam a każda wojna jest w okrutny sposób podobna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeważnie też czytam dla relaksu, dla przyjemności, ale wybieram literaturę, która trzyma jako taki poziom. Lubię z przeczytanych książek czegoś się dowiedzieć, nawet jeśli jest to kryminał, dlatego np. cenię książki Kuźmińskich, a nie czytam Rogozińskiego. A jak mam chęć na lżejszą literaturę niż opisana w poście to sięgam np. po książki Isabel Allende, ostatnio "Podmorska wyspa", gdzie oprócz wątków obyczajowych mogłam poznać historię uzyskania wolności przez Haiti i nieco dowiedzieć się o praktykach vodoun. Lubię, jak po lekturze coś zostaje w głowie.
      O okrucieństwie wojny nie czytam zbyt często, bardzo mi to obniża nastrój, ale nie można udawać, że to co działo się X lat temu jest historią, bo to niestety nadal rzeczywistość.

      Usuń
  3. W domu faktycznie żal siedzieć, dwa razy dziennie chodzę na spacery, po południu lub wieczorem z mężem.
    Życie przynosi wesołe i smutne momenty, pamiętam, jak grzebaliśmy w parku nasze chomiki:-(
    Dzięki za piękne zdjęcia z wędrówek, a wnusio ma niesamowitą minkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wnusio jest bardzo fajny, uwielbia się przytulać i robi śmieszne minki, jak to niemowlę. Rośnie jak na drożdżach i szybko zleci czas do dnia, kiedy pójdzie do szkoły hi hi...:) Bo czas leci jak szalony, wczoraj miałam dziwne uczucie, że za chwilę nowy rok, ale o tym następnym razem...

      Usuń
  4. Brzozy zachwycające ! Co do książki ; współczesne wojny to jednak nie moja bajka . Nie lubiłam od zawsze tej tematyki i na stare lata nie chce mi się już po to sięgać . Zdecydowanie wolę średniowiecze i ostatnio słowiańską mitologię. Maluszek przesłodki !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mitologia słowiańska ostatnio jest modna, nawet ja zaopatrzyłam się w jakiś trójksiąg, ale jeszcze nie zaczęłam. Był czas, kiedy fascynowały mnie książki zapomnianego już Karola Bunscha właśnie o początkach państwa polskiego i mitologii tam dużo, natomiast średniowieczne powieści rycerskie obecnie mnie nudzą. Próbowałam czytać coś Cherezińskiej i to nie moje klimaty, oprócz książki "Byłam sekretarką Rumkowskiego: Dzienniki Etki Daum", w której akcja dzieje się w czasie II wojny. Widać na każdą literaturę jest czas.

      Usuń
  5. Jak zwykle przepiękne zdjęcia. Jednak czasem da się wysiedzieć w domu, zwłaszcza gdy jest się do tego zmuszonym przemocą. Mnie zmusza właśnie covid, już drugi tydzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W domu z przyjemnością wysiaduję w zimie, szczególnie jeśli jest bezśnieżna. Współczuję choroby, ale jak to podsumowała moja chorująca na to samo koleżanka "wreszcie się wyspała". Zatem z każdej niedogodności da się wycisnąć jakąś zaletę:)

      Usuń
  6. Mój Tata - historyk, tyle dawał mi do czytania opisów walk bratobójczych i nie tylko, że na długi czas odpuściłam sobie tą tematykę!
    Ścieżka wśród brzóz przecudnej urody! Zresztą brzozy mają w sobie to coś, co nazwać trudno. Ale zawsze, przynajmniej ja , czuję przy nich spokój!
    Ciepły uśmiech posyłam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Literatura wojenna czy historyczna nie jest moją ulubioną, ale czasem coś przeczytam; jest wiele książek, gdzie bohaterami są kobiety np. "Ale mnie strzeż od wszelkiego złego" Izabeli Buckiej czy wspomniana wyżej w komentarzu do Hani książka o sekretarce Rumkowskiego. Właśnie najbardziej lubię książki, gdzie bohaterem jest silna postać kobieca:) Na przykład "Księga nocnych kobiet", " Wyspa kobiet morza". Opisują historie kobiet w najróżniejszych okresach historycznych, ale łączy je siła słabych kobiet:)
      Najlepszego!

      Usuń
  7. Ja opsiona, więc chodze tez dużo, bo lubimy obie. Najczęściej koło nas ale ten fakt nie ujmuje jesieni jej czaru. Czasami podskoczymy gdzieś dalej. Tam też pięknie. Ogólnie lubię jesień z jej kolorami, tylko to szybkie ściemnianie się nie lubię. Ale jeszcze tylko listopad, a od Bożego Narodzenia będzie przybywać dnia. I tak sie to dalej toczy, tylko my rój starsze 😄
    Gratuluje wnusia, przeurocze oczęta ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję w imieniu Wnusia i swoim:)
      Po zmianie czasu ciemno zaraz po 15.00 i okropnie tego nie lubię:(!

      Usuń
  8. I smutek, i radość, i szczęście... jak w życiu. Wnusio uroczy! Lubię wędrować Twoimi szlakami, patrząc na zdjęcia. Piękny spacer!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano jak to w życiu, które nie skąpi nam najróżniejszych wrażeń i bodźców... Człowiek każdego dnia ich doświadcza i uczy się z nimi żyć.

      Usuń
  9. Witaj wyjątkowo ciepłym październikiem
    Tak radość zawsze przeplata się ze smutkiem. Oba uczucia istnieją tylko razem.
    A zdjęcia piękne. Chciałabym na dłużej zatopić się w tej jesieni.
    Pozdrawiam niteczkami nostalgii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałabym nic przeciwko jesieni, jaką zafundował nam październik, ale niestety listopad ma to za nic i ogołocił liście z drzew:) Jednak, jeśli ma się zdolność do widzenia szklanki w połowie pełnej, to i w listopadowej aurze widzi się urodę porannych mgieł i docenia ciepło domowego "ogniska":)
      pozdrawiam

      Usuń
  10. Wychodząc dzisiaj z pracy byłam przeszczęśliwa bo nie dość, że piątek to jeszcze 23 stopnie! Szybko ściągnęłam płaszcz i sobie szłam niemal w podskokach w samej cienkiej bluzce tylko. Jesień mam cudną w tym roku, też nie mogę usiedzieć w domu zatem Tobie nie dziwię się zupełnie.
    Wnusio cudowny, niech zdrowo rośnie chłopaczek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za życzenia, słoneczne światło i ciepło ma zbawienny wpływ na ludzki organizm, dzięki niemu nie poczułam jeszcze nostalgii jesieni i nie ruszyłam ku mentalnej gawrze:)
      Pozdrawiam

      Usuń
  11. No jest pięknie po prostu i się nie da. ;)

    WOW! Ta drewniana ścieżka, no coś pięknego! O_O
    Jestem zauroczona....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przejedź tu w maju, jest całkiem inaczej, ale także pięknie:)

      Usuń
  12. W wolnych chwilach wędrujemy i my. Łąki, lasy, podziwianie jesiennych kolorów. Stawy i spacery z psem to tu, to tam.
    W domu siedzę kiedy to muszę, z konieczności, ale czasem mam taki dzień jak dzisiaj i śmigam po blogach przeglądając to co się dzieje. Jedząc smakołyki, podziwiając naturę, przyrodę - podróżując. Odkrywając piękne prace.

    Z mojego kawałka na ziemi przesyłam dużo ciepła tej jesieni, tej cudownej ciepłej jesieni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Psy są dobrym motywatorem:) Choć właściwie włóczyłam się codziennie nawet wtedy, kiedy nie miałam psa. Dziś byłam na łąkach i choć było szaro i mgliście, to mimo listopada łąka nadal żyje. Mnóstwo ptaków, czaple białe, siwe, jakieś chmary drobnych ptaszków, o wronach nie wspomnę, ptaki drapieżne na czubkach drzew, jakiś zajączek, liczne ślady saren, w rzece pluskają ryby...przyrodzie nie przeszkadza niższa temperatura i krótszy dzień... tylko człowiek na to narzeka:)

      Usuń
  13. Tak, wojna, to najgorsza rzecz.
    Strata kochanego zwierzęcia, to strata członka rodziny. Smutek wielki. Do dziś mi się zdarza mieć łzy w oczach, gdy wspomnę moją koteczkę, z którą byłam 17 lat.
    Wnusio cudny, uroczy. Takie maluszki są fantastyczne!
    A po takich kładkach w Poleskim parku narodowym chodziłam, wczesnym wrześniem (2 lata temu), było jeszcze lato w przyrodzie (chociaż grzyby już wysypały). Piękne miejsca.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 10 lat temu odszedł nasz kot, który spędził z nami także 17 lat. Do tej pory wzruszamy się na jego wspomnienie, więc bardzo Ci wierzę w to, co piszesz o swoim kotku.
      PPN ma kilka tras z kładkami, wydaje mi się, że Spławy najładniejsze, ale może dlatego, że ostatnio odwiedzone:) Piękne szlaki piesze z kładkami są także w rezerwatach Lasów Parczewskich.
      Pozdrawiam

      Usuń
  14. W takich okolicznościach przyrody chyba nikt nie pogardziłby spacerem. Z wnuczka wyrośnie prawdziwy przystojniak. I jeszcze te oczy... Smutno mi z powodu odejścia kota, ale jakby się miał biedak męczyć... Bo z tego co piszesz to weterynarz nie leczył go, tylko przedłużał mu życie. Zaintrygowałaś mnie tymi "Cynowymi chłopcami" - muszę poszukać tej książki w bibliotece. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wnuczek od pierwszego dnia jest bystry i ma charakterek, wyrośnie na fajnego energicznego chłopaka:)
      Kotek był w stanie nie do wyleczenia, jednakże córka, bardzo do niego przywiązana, jeszcze miała nadzieję i nie była w stanie podjąć decyzji o uśpieniu. Jego odejście nie było więc nagłe i niespodziewane, ale jednak bardzo smutne i przykre.
      pozdrawiam

      Usuń
  15. Te pomosty nad bagnami w Poleskim Parku kojarzą mi się z ogromnymi wężami, wpełzającymi w leśne zagajniki:-)
    Odejście futrzastego przyjaciela zawsze boli, wszak to domownik. Zainteresowałaś mnie "Cynowymi chłopcami", ostatnio czytam trochę książek o Putinie, o konfliktach na Kaukazie, o Mołdawii, czasami reportaże, czasami jako pamiętniki.
    Wnuczek uroczy, już zapomniałam, jak to mieć takiego maluszka w domu, Jasiek już duży, Tosia też, prowadzą teraz z babcią mądre rozmowy:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poleskie drewniane ścieżki prowadzą przez ciekawe tereny i choć są bardzo wąskie (ledwo dwie osoby due mijają, jeśli nie są zbyt dużych rozmiarów:), to bardzo malownicze. I przyznać trzeba, że są zadbane, są miejsca na wypoczynek i na ognisko i jest nawet drewno na to ognisko i kijki do kiełbasek. I toalety. Naprawdę dobry poziom zagospodarowania. A w odległości kilku centymetrów roślinność i ślady po żerowaniu łosi:)

      Usuń