sobota, 13 sierpnia 2022

Pokrótce o lecie

Urlop już za mną. to znaczy ten najdłuższy, bo może jeszcze jesienią coś uszczknę na tydzień. Ciężko było wracać do codzienności... A był mus.  Co prawda syn i córka zajęli się kotami, zrywali ogórki i maliny, ale działka i ogródek przez ten czas prawie zarosły, w mieszkaniu osiadł kurz i dom beze mnie był jakiś taki pusty i obcy:) Od razu zabrałam się do roboty, w kuchni piętrzyły się słoje z ogórkami, powynosiłam je do piwnicy, od razu zerwałam kolejne wiadra ogórków i przerobiłam na kiszone oraz sałatkę, z kilku kilogramów malin zrobiłam sok, pranie zajęło mi pół dnia, uporządkowałam ogródek, wyczyściłam meble ogrodowe, wykosiłam trawę i jak tylko skończyłam, to lunęło deszczem:) 

Wyjazd się udał. Byliśmy w Szczawnicy. Stąd udawaliśmy się na zwiedzanie. A więc Szczawnica, rowerowe przejażdżki po okolicy, Trzy Korony, Homole, Wysoka, spływ Dunajcem, Krościenko (kąpiele i park linowy, spełniłam swój plan przejścia ścieżki w koronach drzew:), spacery do wodospadu Zaskalnik, do muzeum w Szlachtowej, pojechaliśmy też do Czorsztyna i Niedzicy, byliśmy na Słowacji w Jaskini Bielańskiej, w Starym Smokowcu i w Szczyrbskim Plesie. Pozwólcie jednak, że nie będę opisywać historii, danych geograficznych i walorów tych miejsc, kogo co zainteresuje, to bez problemu znajdzie opisane wiele razy w internetach.

Były i przygody, na przykład ucieczka przed burzą (skuteczna:) czy spotkanie z buhajem:)

Zdjęcia w ogóle nie są obrabiane, po prostu nie mam na to czasu, wybaczcie.

Widok z okna w pensjonacie. Piesa leżała sobie na tarasie na I piętrze i filowała na liczne koty u sąsiadów, nie nudziła się, gdy w upalne dni zostawialiśmy ją w pokoju, żeby nie męczyć zwierzęcia.


Wodospad Zaskalnik


To nie jest miła krówka, to rzeczony buhaj, który wydawał dziwne i niepokojące dźwięki i grzebał nogą w ziemi, aż się kurzyło...jemu spod nóg i za nami, jak zwiewaliśmy:)


Okolice Szczawnicy obeszliśmy polnymi drogami i po takich betonowych dojazdach do posesji, widoki były wspaniałe.


Wjazdu do Szczawnicy pilnuje zbójnik usadowiony na skale nad Dunajcem.


Grajcarek


Szczawnickie wille i uzdrowiska



Dunajec w Krościenku. Do Krościenka przyjeżdżaliśmy się kąpać, akurat nie w tym miejscu, tylko przed mostem bliżej Szczawnicy. Zwiedziliśmy tez kościółek i stąd szliśmy na Trzy Korony, ale to potem.

Jedziemy do Niedzicy i Czorsztyna (między zamkami płynie się stateczkiem po sztucznym jeziorze).  Póki co, z drogi, widok na Tatry.

 

Zamek w Niedzicy. Byłam już tu kiedyś, tak samo jak w Czorsztynie - pisałam o tym na drugim blogu.


Po prawej za wodą zamek w Czorsztynie.




Spływ Dunajcem, wody nie jest za wiele, więc płynie się stosunkowo wolno, prawie 3 godziny. Widoki piękne, pan flisak opowiadał ciekawe historie, sypał żartami i anegdotkami, czas upływał nie wiadomo kiedy. Wolno płynąć z psem.




Wąwóz Homole - trasa na dość krótki spacer jego dnem, potok ledwo ciurka, susza i tu daje się we znaki.  Na jego końcu jest duża polana i tam rozłożyliśmy się z piknikiem. Zajęci zabawą z dronem, a potem jego ratowaniem, gdy utknął na  świerku - na szczęście nisko:) - nie zauważyliśmy zbliżającej się burzy. Ostatecznie ledwo uciekliśmy, biegiem niemalże. Pierwsze krople deszczu zastały nas z ręką na klamkach samochodów:)




Idziemy na Trzy Korony, siódma rano:) Zaczynamy z Krościenka.




 
Schodziliśmy szlakiem przez Przełęcz Niedźwiadki i Zamek Pieniński.  
Postanowiliśmy któregoś dnia, że przecież możemy jechać na Słowację, granica jest o rzut beretem. No to pojechaliśmy:)


Najpierw do Jaskini Bielańskiej. Zwiedzanie zajęło około 80 minut. Dojście z parkingu pod górę pół godziny, był upał, nieźle się można zmęczyć, ale pobyt w jaskini w temperaturze 7 stopni (naprawdę zimno!) dobrze wystudził rozgrzane ciała.


W  jaskini nie wolno fotografować. To znaczy można, ale za opłatą 60 pln od osoby. Nie zapłaciliśmy jednak dochodząc do wniosku, że nie mamy dobrego aparatu, moim by wyszło byle co, a i tak bardziej się liczą wrażenia i obrazy, jakie pozostaną w głowie, no i zdjęcia to sobie pooglądać można w każdej chwili w internecie. Zatem te trzy fotografie co niżej, pochodzą ze strony Jaskini Bielańskiej. Kto chciałby obejrzeć więcej, adres strony ma na każdym zdjęciu. Zachęcam, bo jaskinia jest bardzo ładna. Starałam się we wnętrzu nie myśleć, ile ton mam nad głową, żeby mi się nie włączyła klaustrofobia i skupiając się na pięknych cudach natury, dałam radę:)




Kolejna nasza wycieczka na Słowację była do Szczyrbskiego Plesa.  Szczyrbskie Jezioro położone jest w słowackich Tatrach Wysokich na wysokości 1346 m n.p.m.. Porównywane jest do Morskiego Oka, ale nie oszukujmy się - ono jest jak w mieście. Obok są bloki, stacja kolejowa, mnóstwo sklepów z pamiątkami, różnych bud i punktów gastronomicznych. Nasze Morskie Oko ma znacznie lepszą oprawę, choć dostać się do niego można tylko pieszo (tu dojeżdża pociąg, a samochodem można dojechać na sam brzeg). Jezioro można obejść w niecałe dwie godziny, nie ma problemu z obecnością psa. Nie można mu jednak odmówić urody, widoki na Tatry są wspaniałe.






Wracaliśmy przez Stary Smokowiec. Zimą to stolica Tatr. Latem można napić się leczniczej wody, posiedzieć w jednej z licznych kawiarni i restauracji, pospacerować po miasteczku i wyjść naprzeciw górom. Można też, a nawet czasem bardzo trzeba, pójść do toalety:) I przy miejskim wc koło stacji taka oto makieta:)



 
A oto drzewo miłości:) Na drewnianym sercu napis " Jeśli się pod tym drzewem pocałujecie, Wasza miłość będzie silna jak to tatrzańskie drzewo". Hmmm... jakieś to drzewo zbyt imponujące mi się nie wydało:)

I jeszcze drogą pienińską  rowerami jeździliśmy i po starej części Szczawnicy spacerowaliśmy, i były obchody nadania praw miejskich i inne atrakcje. I na lody chodziliśmy, i na kolację przy góralskiej muzyce w Czardzie, i na koncercie pod Palenicą byliśmy... 
Nawet z powrotu też zrobiliśmy sobie atrakcję, zwierzając Stary Sącz .... bardzo piękne miasto, godne osobnego kilkudniowego wyjazdu, bo i szlaków pieszych wokół miasta znajdzie się niemało. 










A na koniec wyjazdu zamek w Melsztynie z XIV w. Niestety, ani Białej Damy, ani Spytka III nie spotkaliśmy, a szkoda:)






I to był ostatni punkt tego wyjazdu. Wyjazdu, nie urlopu. Bowiem wróciwszy do domu, mając w perspektywie ostatnie wolne dni, przespałam się, przepakowałam, zaliczyłam wesele  i - nie mówiąc nic nikomu (bo jeszcze by się może kto chciał dołączyć:) ruszyłam w Bieszczady:) Sama, tylko z piesą. Bardzo potrzebowałam pobyć gdzieś bez ludzi, żeby nikt się do mnie nie odzywał, niczego ode mnie nie chciał i nie zawracał mi głowy. Bez chodzenia do restauracji i bez grupowego planowania. Z możliwością własnego planu i trzymania się go, nawet jak coś nie wychodzi. Padło na okolice Mucznego i Tarnawy. Nawet deszczowa pogoda mnie nie zniechęciła.





Oprócz krów, spotkałam też żubry:) Na szczęście z daleka.



Poszłam szlakiem do ruin leśniczówki  Brenzberg, w której schronienia przed terrorem UPA dla swych rodzin szukali polscy leśnicy z doliny górnego Sanu. Wszyscy, wraz z leśniczym Franciszkiem Królem i jego rodziną, łącznie 74 osoby, ponieśli śmierć w sierpniu 1944 roku z rąk ukraińskich nacjonalistów.
Ze wspomnień Alozjego Wiluszyńskiego, ówczesnego mieszkańca Tarnawy Wyżnej: Przyszedł dzień 15.08.1944 r. We dworze w Tarnawie Wyżnej kwaterował sztab UPA, a we wsi pancerna jednostka niemiecka. Kowpak (dowódca oddziału partyzantki radzieckiej) w tym dniu odszedł z całym oddziałem na południe. W Mucznem, w budynku, który nazywaliśmy "nadleśnictwo" zatrzymało się 74 osoby narodowości polskiej, które uchodziły przed zalewem represji i linią frontu. UPA czując się bezkarnie otoczyła budynek i wszyscy zostali zabici. Było tam dużo kobiet i dzieci. Pastwiono się nad oficerami. Wszyscy chyba mieli odrąbane głowy. Na koniec upowcy zapowiedzieli, że przez tydzień zwłoki mają leżeć nie pochowane - dla ostrzeżenia innych Lachów. W następną noc nad ranem (czyli już 17.08.1944) po kryjomu wróciłem do domu. Musiałem zachowywać jak największą ostrożność, gdyż ludzie wiedzieli o mojej działalności, no i byłem Polakiem. Widok jaki zastałem budził grozę. Po całej mojej rodzinie pozostały tylko plamy krwi a dom splądrowano i obrabowano. Ciał najbliższych wywiezionych do pobliskich wąwozów, nigdy już nie odnalazłem. Z mojej rodziny zginęli rodzice Michał i Emilia, siostra Ewa, Stefania i jej mąż Jan Kochaniec. Tego bestialskiego mordu dokonała bojówka pod dowództwem Iwana Szweda (nadterminowy kapral Wojska Polskiego narodowości ukraińskiej, zam. Tarnawa Niżna). Współwinny zbrodni był pop greckokatolicki Iwan Iwanio, parafia Tarnawa Wyżna. Pop gwarantował mojej rodzinie bezpieczeństwo (jego syn Josef, absolwent Politechniki Lwowskiej był w kierownictwie sztabu UPA). Pop w ten sposób uśpił naszą czujność i wystawił moją rodzinę na śmierć. Nadmieniam, że Iwan Szwed przy pomocy policji ukraińskiej dokonał likwidacji ludności żydowskiej w wąwozie potoku Roztoki - Borsuczyny."







Tu jeszcze był zasięg i  internet, więc naczytałam się o tych tragicznych wydarzeniach i mocno mnie to przygnębiło.  Następnie ruszyłam w kierunku pasma Jeleniowate. Nic nie było widać, mgła straszna, coś szurało w gęstwinach, wyobraziłam sobie jakiegoś misia (nawet nie wiem, czy w ogóle tu są :), poziom adrenaliny podskoczył:)












Piesa w górach jest w swoim żywiole, bardzo lubi , tak jak i ja, i ledwo za nią nadążałam, tak parła do przodu. Natomiast nie lubi i boi się wody, nie wchodzi do rzeki czy jeziora, tak jak i ja:)
Zeszłyśmy do Mucznego.






Następnie skierowałyśmy się w stronę Tarnawy Niżnej. Po drodze mijałyśmy pozostałości po kolejce bieszczadzkiej, filary podtrzymujące most, które zagrały w serialu "Wataha".

 
A oto i dom Wiktora Rebrowa:) Pozostawiony przez ekipę filmową stał się atrakcją turystyczną, niestety w niezbyt dobrym stanie.




Nocowałam w Tarnawie Niżnej. Jest tu kilka domów, stadnina i hodowla konia huculskiego oraz Baza nad Roztokami, obiekt o standardzie wczesny PRL, ze świetnym jedzeniem, marnym standardem noclegów, ale oblegany przez turystów tak, że wolnego miejsca do spania nie znajdziesz, jak sobie wcześniej nie zarezerwujesz. To jakiś fenomen, bo to miejsce tak odludne, że ledwo się tam da dojechać. Ale kościół jest:) Mimo, że liczba mieszkańców to około 30 osób, wliczając w to obsługę stadniny i pensjonatu.

Wieczorem byłam umówiona na pokaz nocnego nieba. Organizuje je para zapaleńców pod patronatem BPN. Pan Paweł jest Słowakiem, pani Edyta Polką, mają pensjonat w Chmielu, a w Tarnawie organizują pokazy nieba. Przez jakieś 15 minut w ciemnościach idzie się na płaską górkę, gdzie zainstalowanych jest 8 teleskopów. Info ze strony: "Każdy pokaz składa się z części multimedialnej oraz praktycznej.  Będziemy uczyć się orientacji na niebie i rozpoznawania głównych gwiazdozbiorów. Posiadamy wskaźnik laserowy, który pozwala na precyzyjne i łatwe pokazywanie gwiazdozbiorów. Zaobserwujemy najciekawsze skarby na gwieździstym niebie (mgławice, galaktyki i gromady gwiazd) za pomocą dużych teleskopów lub możemy zaobserwować gołym okiem sztuczne satelity latające wokół Ziemi oraz „gwiazdy spadające”.
Przyznaję, to fantastyczne wydarzenie. Widziałam Jowisza i jego cztery księżyce. Oraz Saturna i jego pierścień! I wiele przemieszczających się po niebie satelitów, spadające gwiazdy i Drogę Mleczną. Mam na to dowód:) To ja na tle Drogi Mlecznej. Zdjęcie zrobił mi Pan Paweł, przemiły sympatyczny człowiek. Wybaczcie za zamazanie twarzy, ale pomyślałam, że z pewnych względów tak będzie lepiej:)
Na zdjęciu jest adres strony internetowej, gdzie można robić rezerwacje, więc jeśli ktoś wybiera się we wschodnie Bieszczady, koniecznie skorzystajcie z pokazu. Bilet kosztuje niestety aż 80 pln, ale jest to świetnie spędzony czas i nagle człowiek konstatuje, że już godzina 1.30 i jeszcze wcale nie musi iść do domu:) 


Z Tarnawy Niżnej miałam już niedaleko do Tarnawy Wyżnej, gdzie znajduje się torfowisko. Po wsi została już tylko nazwa, nie ma tu ani jednego zabudowania. Praktycznie jest to już granica z Ukrainą, nie ma żadnego zasięgu, ani telefonicznego ani internetowego (kończy się właściwie już za Mucznem), a czas jest o godzinę późniejszy niż normalnie. Zapomniałam o tym po atrakcyjnie spędzonej nocy i kiedy obudziłam się, była 8.15. Szybko się zerwałam, poleciałam na śniadanie i zjechałam do Mucznego. I znów była 8.15:) A do Mucznego zjechałam, żeby zadzwonić:)

Z parkingu przy torfowisku widać Halicz, Rozsypaniec i Bukowe Berdo.






Jak kto nie był na podobnych terenach, to uzna rezerwat za atrakcyjny. Ja bywałam w o wiele ładniejszych i ciekawszych w Lasach Parczewskich i w Poleskim Parku Narodowym, więc się nie zachwyciłam, aczkolwiek spacer był miły. Może dla znawców roślinności byłoby to ciekawe miejsce, gdyż można tu zobaczyć bór sosnowy, torfowiec, bagno zwyczajne, rosiczkę okrągłolistną, mszar, wełniankę pochwowatą, borówkę bagienną, bażynę czarną, modrzewnicę zwyczajną. Za mało się znam, aby docenić tę roślinność w środowisku:) 
Opuściłam "bieszczadzki worek" (jeszcze jesienią tu wrócę:) i pojechałam do Chmiela. 









 
Z przyjemnością odnalazłam tu "Andrejkowa":)


A to już Lutowiska i tamtejszy rozległy kirkut. Szlakiem obok pomaszerowałam na górkę, gdzie jest punk widokowy.



A to kolejny "Andrejkow" w Starej Owczarni. W ogóle okolice Paszowej, Wojtkowej i Olszanicy bardzo mnie zachwyciły. Noclegi w Owczarni można rezerwować na FB.


 
Zaliczyłam też, dwukrotnie w czasie pobytu, wyścig kolarski "Tour de Pologne":)


Zahaczyłam też o Pruchnik, skąd wygoniła mnie groźba burzy.



Nie jestem w stanie opisać wszystkiego, tych ścieżek edukacyjnych, widoków, oglądania wypału w retortach, godzin spędzonych na szlakach, bólu nóg, pięknych widoków, poznanych interesujących ludzi, wysiadywania na ziemi lub skałce i wchłaniania spokoju, ciszy, radowania się widokiem żółtych łanów rudbekii... 
Zresztą, kto by chciał o tym czytać:)

Jeszcze na koniec, po powrocie odwiedziłam w Lublinie wystawę Tamary Łempickiej, ale o  tym nie będę pisać, bo wspaniałe zrobiła to Cela z Bibeloteki


(to co prawda nie Łempicka, ale też fajne:)



 A, no i takie arbuzy mi w międzyczasie urosły:)


Ostatnie podrygi to wycieczka rowerowa po dalszej okolicy, całodzienna, zakończona na koniec dnia  przebiciem dętki w drodze w odległości 13 km od domu, dobrze, że tak blisko:) Wróciłam piechotą.
No i po urlopie, powrót do pracy trudny. Niektórzy mają długi weekend, ja w poniedziałek już pracuję. A teraz leżę, bo pada i z żalu za skończonym urlopem smętnie patrzę za okno. Jakoś jesiennie się zrobiło, więc zamówiłam węgiel na przyszły tydzień, choć cena 3200 pln za tonę (a potrzebuję prawie trzech) zwaliła mnie z nóg. I tak oto poszedł się pie.. mój nowy aparat fotograficzny, spłonie w piecu i wyleci dymem przez komin. 
***** ***.
I tym mało optymistycznym akcentem zakończę i pójdę smażyć jabłka.

Dziękuję tym co dotrwali i gratuluję wytrwałości:) 

38 komentarzy:

  1. Wiec przeczytałam Twoja relację wakacyjną, z prawdziwą przyjemnością, wiele z miejsc tych z Pienin i ze Słowacji już znam, więc z przyjemnością spacerowałam z Tobą przypominając sobie moje wrażenia, to samo w Bieszczady też byłam i znam wiele o czym opowiadasz. no i na koniec Tamara Łempicka, przedwczoraj szurnęlam z Warszawy by zobaczyć tę wystawę.
    a Lublin niezmiennie mnie zachwyca. Też czasem potrzebuję włóczyć się samotnie i na to sobie pozwalam. sliczne te owieczki bieszczadzkie...widoki też..
    Dom rzeczywiście bez właścicielki robi się smutny, i mówię o żeńskich mieszkańcach...kiedy polecałam dom w Andach andyjskiemu góralowi, znajomemu, zwykł mawiać... tylko pani wyjeżdża dom robi się smutny a kiedy wraca od razu odżywa...i to jest najprawdziwsza z prawd..pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój dom przez ostatni tydzień był pełen ludzi, ruch, śmiech i hałas zdominowały go i znów na trochę przestał być mój, od dwóch dni z powrotem nim się cieszę w spokoju i ciszy:)

      Usuń
  2. Każdy wodospad robi dobre wrażenie, są niezwykle fotogeniczne. :)
    Architektura super, lubię takie.
    Przygody jak czytam, miałaś kozackie.
    Ach ten widok ze szczytu...
    Taka wielka jaskinia to moje marzenie.
    Spotkać żubra to wielkie szczęście.
    A ten las we mgle... bajka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy tym wodospadzie bardzo dużo ludzi sie kąpie, trzeba było długo polować na czysty od ludzi kadr.
      Las we mgle jest piękny, cieszy oczy i straszy inne zmysły, szczególnie słuch:)

      Usuń
  3. Przeczytam jeszcze kilka razy. Za pierwszym tylko na szybko "przeleciałam" po tekście i cudnych zdjęciach. Dzięki za moją kochaną Szczawnicę :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pokazałam MS zdjęcia, co takie cudne i też się zachwycił :)

      Usuń
    2. Bardzo mi miło, wiem o Twoim przywiązaniu do Szczawnicy:)

      Usuń
    3. Wróciłam znowu, uwielbiam Twoje zdjęcia. Mego dziadka zamordowali wcześniej w lipcu 1944....

      Usuń
  4. Jestem u znajomych na Śląsku, mieszkają koło kopalni, a na węgiel polują w Internecie.
    Przetrwałam do końca, powspominałam znajome miejsca i będę czekać na Łempicką!
    własne arbuzy? marzenie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro mieszkają koło kopalni to jak upolują w necie ten węgiel, to chociaż nie będzie problemu z transportem. Ja musiałabym za dowóz zapłacić kwotę liczona w tysiącach.
      Śląsk jest mi w ostatnich latach bliższy, bo tam teraz mieszka moja córka, ale mam wrażenie, że ma w planie stamtąd uciec, może nie natychmiast, ale za parę lat na pewno.

      Usuń
  5. Z przyjemnością obejrzałam zdjęcia , szczególnie te z Bieszczad. Kiedyś tam jeździliśmy , mieliśmy nawet znajomych , którzy w pewnym czasie przenieśli się do Mucznego . Niestety straciliśmy kontakt na skutek różnych zawirowań. I jak zwykle podziwiam kunsztowne fotki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to zapewne mam na zdjęciach dom Twoich znajomych, bo jest ich tam tylko kilka i wszystkie sfocone:)
      Dziękuję za dobre słowo, ale czas goni czas i zdjęcia są takie prosto z ręki, nawet nie przycięte, czekam z tym na zimę;)

      Usuń
  6. Noo, bardzo długi i bogaty w treści wpis! Pierwsza część - Szczawnica, Pieniny, oba Sącze, to miłe wspomnienia dobrze mi znanych miejsc. A Bieszczady to ziemia nieznana (nie licząc Połoniny Caryńskiej, Wetliny i Cisnej 50 lat temu i Polańczyka parę lat temu). Piękne, odludne okolice. Jako emerytka mogłabyś mieć "wakacje" cały czas. Rozumiem, że w pracy bez Ciebie sobie nie poradzą (żartuję). Dobrze, że chcąc pracować możesz nadal to robić. Mnie po przejściu na emeryturę już by nie zatrudnili z powrotem. Ale mi "na luzie" dobrze. I tak stale brakuje mi czasu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po przejściu na emeryturę nie miałam gwarancji pracy, bo nie zezwalał na to Układ Zbiorowy Pracy. Dla mnie go zmienili i mogłam dalej pracować. W ten sposób może i inni emeryci w naszej firmie skorzystają. Wielkim atutem jest to, że mogę pracować w domu. Pracuje i mieszam przetwory albo robię pranie:)
      W zeszłym roku miałam 1,5 miesiąca przerwy od pracy i też wcale nie miałam czasu;)

      Usuń
  7. Wspaniały urlop !! A psicy chyba się odrobinę przytyło...;o)

    OdpowiedzUsuń
  8. O, ten samotny wyjazd mi się podoba najbardziej😀

    OdpowiedzUsuń
  9. Urlop uwieczniony i w zdjęciach i słowach. Teraz na rolkę wspomnień, bo warto. Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zimie zazwyczaj nigdzie nie jeżdżę, bo nie cierpię zimna i śniegu, więc oglądanie zdjęć z letnich wycieczek jest wtedy ratunkiem dla mojej psychiki:)

      Usuń
  10. Nigdy nie byłam w Pieninach. Ale cudnie, moje marzenie pojechać do Szczawnicy <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Powspominałam minione górskie wyjazdy.Takie wypady to cudny czas. Bardzo fajnie to przedstawiłaś- to jakby rodzaj pamiętnika ubarwionego zdjęciami. Z przyjemnością tu można zaglądać po raz drugi , trzeci, n-ty...

    OdpowiedzUsuń
  12. No, nie powiem, szmat dróg i szlaków udało mi się z Tobą przejść. Niedosyt jednak jest, bo wolałabym w naturze! Ale, jak już dawno temu mówili: "jak się nie ma, co się lubi, to się lubi co się ma"!
    Naprawdę, jestem pod wrażeniem! Serdeczności ślę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Kochana, ja też czuje niedosyt, bo w jednych i drugich górach mogłabym siedzieć miesiącami i to by się nawet dało zrobić z służbowym laptopem, gdyby nie ... koty:) One trzymają mnie w domu, eh;)

      Usuń
  13. Nie pamiętam, czy komentowałam, bo tyle komentarzy ginie teraz w spamie. Najwyżej się powtórzę. Z dużym uznaniem czytam i oglądam twoje posty- to jakby pamiętnik, kronika tego, co przeżyłaś i kapitalna podstawa do późniejszych wspomnień. Duże uznanie!

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj dojrzałym latem
    Dotrwałam, dotrwałam.... Piękny i ciekawy urlop miałaś. Mój dopiero przede mną.
    Pozdrawiam sierpniowo życząc wędrowania nie tylko ścieżkami codzienności  

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatem życzę udanego urlopu pełnego dobrych, pięknych wrażeń.

      Usuń
    2. Pozdrawiam końcówką sierpnia

      Usuń
  15. Wygląda na to, że mój komentarz też w spamie. Powtórzę- przeczytałam , obejrzałam z dużym zadowoleniem. Pozdrawiam. BBM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję.
      Do tego lata nigdy nie miałam problemu z komentarzami swoimi i cudzymi, teraz nagle odczuwam go w dwójnasób.

      Usuń
  16. Nawet do mnie nie mów na ten temat... Własnie dziś wróciłam z rozjazdów i zderzenie z rzeczywistością boli jak sto wściekłych choler.

    OdpowiedzUsuń
  17. W przepięknych okolicach byłaś. I ja tam byłam kiedyś ale to już dawno temu byłam. Nigdy nie zapomnę Szczawnicy i Przełomu Dunajca i Trzech Koron i Sokolicy i Wąwozu Homole...... i wielu innych urokliwych miejsc i pejzaży i chwil tam spędzonych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pieniny odwiedziłam po raz kolejny po długiej przerwie, ale jak na mój gust, za dużo tu ludzi. Wolę pustawe Bieszczady (te Wysokie też przeżywają oblężenie)

      Usuń
  18. Widzę, że bardzo aktywnie wypoczywałaś. Dziękuję zatem, że pokazałaś nam i opisałaś tyle pięknych i ciekawych miejsc, o których pewnie nawet nie mieliśmy pojęcia. Zdjęcia przyrody mnie zachwyciły, szczególnie te wodospadu. Pozdrawiam serdecznie, a w wolnych chwilach nieśmiało zapraszam na moje ścieżki codzienności(https://na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com/)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:)
      Wg mojej opinii w każdym miejscu w Polsce można znaleźć coś interesującego, tylko że życia zabraknie na to wszystko:)

      Usuń
  19. Dzielę się tym świadectwem z partnerami, którzy cierpią w swoich związkach, ponieważ istnieje trwałe rozwiązanie. Mąż zostawił mnie i dwoje dzieci dla innej kobiety na 3 lata. Starałam się być silna tylko dla moich dzieci, ale nie mogłam zapanować nad bólami, które dręczyły moje serce. Byłem zraniony i zdezorientowany. Potrzebowałem pomocy, więc poszukałem informacji w Internecie i natknąłem się na stronę, na której zobaczyłem, że dr Ediomo, rzucający zaklęcia, może pomóc odzyskać kochanków. Skontaktowałem się z nią i zrobiła dla mnie specjalną modlitwę i zaklęcia. Ku mojemu zdziwieniu po 2 dniach mąż wrócił do domu. W ten sposób ponownie się zjednoczyliśmy i w rodzinie było dużo miłości, radości i pokoju. Możesz również skontaktować się z Dr. Ediomo, potężnym kreatorem rozwiązań
    1) odzyskaj swojego byłego chłopaka
    2) Zbierz męża lub żonę razem
    3) Jeśli masz nocne klacze
    4) Lekarstwo na HIV i raka
    5) Potężny magiczny pierścień
    6) Talizman na szczęście
    7) Przełamanie obsesji
    8) Problemy z porodem i ciążą Skontaktuj się z EMAIL: drediomo77@gmail.com Możesz także Whatsapp +2349132180420

    OdpowiedzUsuń