sobota, 9 lipca 2022

Wśród kolorów i zapachów

Pasę zmysły. Zapachem lipy, widokiem rozległych kolorowych pól, brzękiem trzmieli wśród lawendowych gałązek.  Jem śniadania na trawie i roweruję codziennie po kilkanaście lub kilkadziesiąt km. Słucham skowronków i kukułek, wodzę wzrokiem za dzikimi drapieżnymi ptakami, śmieszą mnie smyrgające spod nóg zające, obserwuję śpiące na miedzy sarny, przez co prawie spóźniam się do pracy, podpatruję przemykającego pod lasem liska, a raz nawet udało mi się stanąć prawie twarzą w twarz z ogromnym łosiem, co przypłaciłam niemal zawałem serca:) Lato może trwać wiecznie. 

Od pana pszczelarza kupiłam wielkie słoje białego rzepakowego miodu. Dojrzały ogórki na chłodne mizerie, gotuję młode buraczki, grilluję cukinie. Jest też młoda kapustka. Maliny zaczęły dojrzewać i dobrze, bo sezon truskawkowy był dość krótki. Czerwone porzeczki dojrzały do konsumpcji, czarne czekają na swoją kolej. Zrobiłam kilkanaście słoików czereśniowego dżemu i wraz z kompotem czereśniowym dołączyły na półeczkę z przetworami z truskawek. Moim tegorocznym odkryciem jest pektyna.

I kręcę się, kręcę, pieszo, rowerem i autem, sama i w towarzystwie po dalszej i bliższej okolicy...

Lato, lato wszędzie:)



W drodze do Lasów Janowskich







Już dawno nie widziałam upraw lnu, tutaj jest ich wiele, mniejszych i większych ciągnących się po horyzont (zdjęcie wyżej).



...gryka jak śnieg biała...


I już Lasy Janowskie: Uroczysko Kruczek - w roku 1773 po I rozbiorze Polski mieszkańcy okolic postawili tu krzyż, a potem kapliczkę. Obecna kaplica św. Antoniego liczy około 60 lat. Z miejscem tym związana też jest legenda głosząca, że odpoczywał tutaj św. Antoni wędrujący z Leżajska do Radecznicy. Spod kamienia, na którym siedział, wytrysnęło źródełko o uzdrawiających właściwościach. W bliskiej odległości od kapliczki św. Antoniego znajdują się drewniane pomniki upamiętniające walczących na tych terenach partyzantów.






Wieś Szklarnia


ps. tu nikt nie gra na psie, suka to instrument muzyczny:)

 


Ostoja konika polskiego: https://lasyjanowskieiokolice.pl/miejscowosci/szklarnia/szklarnia-jedyna-w-polsce-ostoja-konika-bilgorajskiego/

A niżej rozlewisko rzeki Branew na Porytowym Wzgórzu i pomnik partyzantów - uczestników największej na terenie Polski bitwy partyzanckiej z Niemcami. Bardzo ciekawa, a zarazem tragiczna historia.
Dla ciekawych: https://lasyjanowskieiokolice.pl/porytowe-wzgorze/historia-cmentarza-i-pomnikow-na-porytowym-wzgorzu/



 
Wydmy można znaleźć także w Lasach Janowskich, nie trzeba jechać nad morze, a jak się nie ma quadu, to i na tyłku fajnie się z nich zjeżdża:)


 
Momoty - Dolne i Górne



Pomnik płk Tadeusza Zieleniewskiego walczącego z Armią Czerwoną. Podczas okupacji hitlerowskiej miejscowość była schronieniem dla oddziałów partyzanckich szczególnie oddziału „NOWAK” Ojca Jana Konara. 


Na bazie starej kaplicy w latach 1972-1975 pierwszy proboszcz parafii, ks. Kazimierz Pińciurek bez żadnych planów architektonicznych, zezwoleń na budowę i bez udziału fachowców wzniósł z wiernymi drewniany kościół w Momotach Górnych. Od 1975 r. sam zajmował się też jego wystrojem. Pierwszym dziełem było prezbiterium wyrzeźbione w kształcie Golgoty. Ks. Pińciurek zaprosił wprawdzie do współpracy rzeźbiarzy z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, ci jednak po zapoznaniu się z dotychczasowymi pracami odmówili w obawie, że świątynia utraci wówczas swój niepowtarzalny charakter i ducha. Zatem cały wystrój kościoła: płaskorzeźby, polichromie, witraże, meble wyszły spod ręki niezwykłego proboszcza - rzeźbiarza-samouka.

Sklepienia nawy głównej ozdobił on kasetonami przedstawiającymi tajemnice różańcowe oraz symbole męki i śmierci Chrystusa. W oknach świątyni znajdują się niezwykłe witraże - kolorowe szkło połączone zostało nie metalem, lecz drewnianymi ramkami. Również chrzcielnica, konfesjonał i ławki w świątyni oraz meble w zakrystii to dzieło rąk i serca proboszcza artysty.

Ksiądz Kazimierz Pińciurek zmarł w 1999 r., został pochowany na cmentarzu parafialnym w Momotach Górnych.




 Gdzieś na trasie...






 
Odwiedziliśmy też Nadwiślańską Kolejkę Wąskotorową w Karczmiskach k. Kazimierza Dolnego z okazji jej 130-lecia:)


Po fali upałów nastały dni ciepłe, ale z przewagą chmur. Deszczu z tego jednak było niewiele, raptem pół jednej nocy. Taka pogoda dobra jest na rowerowanie. Nie grzeje i  nie wieje. Wywiozłam rower "w pole" kilkadziesiąt km samochodem i popedałowałam. Byle gdzie, przed siebie, bez żadnego planu, gdzie oczy poniosą.









Okazało się, że po drodze trafiła mi się rzeka Wieprz:)



Byłam też u koleżanki w miejscowości Rejowiec. Ni to wieś, ni miasteczko. No bo niby ma prawa miejskie, jest też niskie blokowisko, ale bardziej jest on wsią z ulicami niż miastem. Dzieli się na Rejowiec Fabryczny z cementownią i Rejowiec właściwy. 
Aby ocenić, jak potężna jest cementownia, proszę spojrzeć na drzewa na pierwszym planie, przed zbiornikiem. Tak, to nie jakieś małe krzaczki, to drzewa. Jak bardzo nad nimi góruje bryła budowli.


Podaję za wikipedią: W roku 1547 Mikołaj Rej uzyskał od króla Zygmunta I Starego przywilej lokacyjny i prawo używania nazwy Rejowiec (od nazwiska założyciela miasta). Miasto otrzymało też prawo organizowania dwóch jarmarków. Z inicjatywy Reja powstał tu również silny ośrodek kalwinizmu. Być może w Rejowcu zmarł Mikołaj Rej, który został pochowany w ufundowanym przez siebie zborze kalwińskim w Oksie. W rękach spadkobierców Mikołaja Reja Rejowiec pozostawał do końca XVII wieku. Potem właścicielami miejscowości byli m.in. hetman Wacław Rzewuski, Boreccy, Studzińscy, Zalescy, Ossolińscy, Woronieccy. Józef Kajetan Ossoliński – jako właściciel Rejowca wybudował tu w 1796 cerkiew unicką pw. św. Michała Archanioła i pałac dla swej córki Konstancji przyszłej dziedziczki Rejowca. W I. połowie XIX w. Ossolińscy odnowili w stylu klasycystycznym swój pałac. W XIX w. za sprawą Józefa Budnego – właściciela miasta, w Rejowcu zaczął rozwijać się przemysł. Powstała cukrownia i gorzelnia (istniejące do dziś) oraz młyny. Z inicjatywy Budnego w latach 1906–1907 zbudowano kościół w stylu neogotyckim pw. św. Jozafata. 


 
Zabawnie ozdobione "koronką" przystanki")



 
A to ten pałac w części zwanej Kobyle, a niżej gorzelnia i cukrownia. Takie PRL-owskie trochę... już tylko dla miłośników urbexu.



Tuż pod miasteczkiem natknęłam się na plantację lawendy.




Od koleżanki miałam bazę wypadową (kiedy ona miała jakieś swoje obowiązki do spełnienia) i znów popedałowałam po wsiach.


 Zabytkowy kościół we wsi Żulin/Zagrody, dawna cerkiew z 1905 roku, obok stary nieczynny zabytkowy młyn z XIX w.




 
I znów spotkałam Wieprz






W moim ogródeczku...









Nie do wiary, nie było ani jednego cmentarza na mojej drodze ??? Co za niedopatrzenie, trzeba będzie nadrobić:)

Ale za to był koncert Zakopower, były przejażdżki rowerowe po okolicy, była wyprawa do lasu po poziomki (krótka z powodu komarów, ale towarzysko udana), były odwiedziny wnuczek i u wnuczek, były ciekawe książki, no i oczywiście praca, jednym słowem nie za bardzo mam czas na internety:) Przypuszczam, że inni też tak mają, więc dziękuję tym, którzy dotrwali do tego miejsca.

I tak oto w dziesiątkach obrazków przedstawiłam moje letnie tygodnie. Katastrof ani innych powodzi czy żywiołów u nas nie było, raczej niewielka susza i kilka dni upałów. Nie zdążyły mnie zmęczyć. Jedynie pewnego pogodnego świtu obudziło mnie niezbyt głośne "szuuuuu!", ale potem nastała cisza, więc przewróciłam się na drugi bok i wiadomo:)  Ale jak poszłam z psem na spacer to się okazało, że z drzewa w parku, po przeciwnej stronie ulicy, upadł ogromny konar i rozwalił mi jakieś 10 metrów ogrodzenia. No i bawimy się w odszkodowania od gminnego ubezpieczyciela. Drugi konar nadal nad jezdnią wisi, mają ciąć.

Cóż, noc mnie zastała, a ja te wizyty u koleżanki muszę odpracować i weekend mam pracujący. Jedynie wieczorami idziemy na  plenerowe koncerty. To się pożegnam i dzień dobry wszystkim!:)

23 komentarze:

  1. Bardzo aktywnie , kolorowo i interesująco!
    To blisko mnie trafiłaś, bo teraz w Kazimierzu jestem.
    Lato mogłoby trwać wiecznie, ale bez upałów...
    Dobrego weekendu, mimo wszystko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam nic przeciwko letniej porze,może trwać i trwać. Choć wczoraj i dziś chłodno i wietrznie, a w nocy troszkę popadało, to też przyjemnie i rano z piesą powłóczylysmy się trochę, ja w kapturze i grubej bluzie, piesą rozbrykana, bo jej upał nie dokucza.

      Usuń
  2. Jejku, jak dużo pięknych widoków. Za jednym razem nie da rady obejrzeć porządnie. Przeleciałam i będzie na później, do wnikliwego oglądania.
    Piękne te pola, zwłaszcza lnu, i takie wielkie. Fajnie by było, gdyby len i konopie wróciły na pola. Raz, parę lat temu widziałam pole konopii, i też zrobiło na mnie wrażenie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konopi już dawno nie widziałam w formie uprawy, ale raz włócząc się gdzieś po miedzach natknęłam się na małe pólko i jestem przekonana, że to były konopie. Pamiętam je jeszcze z dzieciństwa,gdy były powszechnie uprawiane. Podobnie jak mak. Takie dwie powszechnie stosowane rośliny zeszły do podziemia:)
      Na Lubelszczyźnie pola są zazwyczaj małe, rzadko kiedy są to duże jednorodne uprawy. Choć taki np kolega syna ze studiów jak przejął gospodarstwo 5 ha po rodzicach, a potem wykupił pół wsi to ma kilka upraw, a każda po 10-20 ha, tam to dopiero jest przestrzeń:)

      Usuń
  3. Wszystko mi się spodobało., odkrywam Lubelskie od pewnego czasu i bardzo jest w moim guście. Już dużo zwiedziłam ale ciągle jeszcze za mało. Ale mam koleżankę poznana internetowo z Chełma i pewnie niedługo znów będę na Waszej ziemi. W Rejowcu byłam...pola lubelskie są przepiękne, kapliczki polne zachwycające, piękny ten pomnik Chromego, kościółek proboszcza, amatora budowniczego przypomniał mi bardzo podobny ale kamienny w Wenezueli, w Andach, też amatora, artysty, wybudował go bez użycia cementu...wybudował go z żoną Epifanią...to imię bardzo mi się spodobało. W Każdym razie zapisuję ten kościółek by kiedyś tam zajrzeć...Pozdraiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będąc w okolicy, Momotów nie można ominąć. Okolice też piękne, a jak przyjedziesz jesienią go łany leśnego wrzosu Cię zachwyca. Oczywiście przed zwiedzaniem trzeba nieco poczytać o historii regionu, bez tego nie zrozumie się pewnych spraw.

      Usuń
  4. U Ciebie jak zwykle ciekawie, różnorodnie i intensywnie. Z zainteresowaniem przeczytałam o Rejowcu - nie kojarzę tego faktu z biografii Reja. Zachwyciły mnie uchwycone przez Ciebie kapliczki. A i drewniany kościółek wraz z niezwykłą historią przykuł moją uwagę. Tak samo jak zaprezentowane tablice i miejsca pamięci poległych. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rejowiec nazwany potem od nazwiska pisarza oraz wiele okolicznych wsi wniosła jako wiano żona Reja i on się tu bardzo zadomowił. Pochodził z niedalekiej Ukrainy i wśród ówczesnych panów czuł się tu bardzo dobrze. Na tyle dobrze, że przyjął od nich kalwinizm.
      A Lasy Janowskie to teren, gdzie z okresu II wojny zostało wiele miejsc martyrologii.
      Kto lubi poczytać, temu polecam stronę utworzoną przez pasjonatów
      https://lasyjanowskieiokolice.pl/
      Mają też konto.na FB pod taką samą nazwą

      Usuń
  5. Dzieje sie u Ciebie. Piękne wycieczki i jeszcze piękniej udokumentowane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej śladowo pokazane, reszta zostaje w mojej głowie. I dziesiątki zdjęć do oglądania, gdy za oknem będzie zawierucha:)

      Usuń
  6. Witaj lipcowym porankiem
    Powędrowałabym od kapliczki do kapliczki, a potem zatopiłabym się w kwitnących polach i łąkach
    Pozdrawiam końcówką tenisowego maratonu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatem ruszaj:) wszędzie można znaleźć piękne okolice

      Usuń
    2. Muszę poczekać do września. Chociaż już teraz uciekłabym od mojej rzeczywistości

      Usuń
  7. Piękny przebogaty czas! Chciałoby się zaśpiewać... piękna nasza Polska cała!

    OdpowiedzUsuń
  8. Podoba mi się wszystko! Wszystko! Tak właśnie trzeba żyć. Na każdym zdjęciu wszystko to co lubię i co sprawia, że zwykłe dni są piękne i dobre. Tworzysz sobie wspaniałą codzienność. Smuci mnie trochę nieobecność Luki i Kotów ale liczę, że następnym razem nadrobisz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koty i pies mają się dobrze, ale faktycznie mało ich na blogu, poprawie się;)

      Usuń
  9. Tak się cieszę, że zawsze mogę być pewna, iż Twe wpisy będą przepiękne, pełne wspaniałych fotografii i pokazujące tyle nieznanych historii! Dziękuję i serdeczności masę ślę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, a ja u Ciebie nic nie mogę skomentować, przynajmniej z telefonu. Piszę i piszę i leci w kosmos. Chyba się zaraz przerzucę na stacjonarny komputer i spróbuję. Bo oczywiście czytam, gdy od czasu do czasu coś napiszesz. I doskonale rozumiem, dlaczego tylko od czasu do czasu:)
      Pozdrawiam

      Usuń
  10. Nie zawsze doceniamy to, co nasze, takie swojskie i miło mi, ze Twoj post jest właśnie taki swojski. Zachwycające krajobrazy, ciekawe małe historie i piękno, do którego tęsknią mieszczuchy.
    Piękne wakacje miałaś.:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wakacje jeszcze przede mną:) Ale masz rację, te nasze Małe Ojczyzny też kryją skarby, może nie na miarę Colosseum i Partenonu, ale też są ciekawe. Tym ciekawsze, że bliższe naszemu domowi;)

      Usuń
  11. Nie wiem co napisać. Same wspaniałości. Uczta dla oczu.
    Bardzo Ci dziękuję :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Stokrotko. Nie mam duszy artystycznej, ale te barwy, widoki pól, pofalowane łany, lasy i wzgórza bardzo na mnie oddziaływają, pozytywnie, rzecz jasna. Dają mi spokój i bardzo dobrze wpływają na moją ocenę życia i świata:) Małe radości, a tak wielkie ich oddziaływanie na moją duszę.

      Usuń
  12. Przyjemnie się czyta i ogląda, zwiedza dzieki Tobie tak wiele ciekawych miejsc.
    Na wszystko znajdujesz czas, ochotę i siły, nie narzekasz, super!

    OdpowiedzUsuń